Marcin Herra, Goncalo Feio, Jacek Zieliński - fot. Woytek / Legionisci.com
REKLAMA

Felieton

Słowo na niedzielę: Wybór

Qbas, źródło: Legionisci.com

Zastąpienie Kosty Runjaicia Goncalo Feio oznacza kolejną (któraż to już?) rewolucję w Legii Dariusza Mioduskiego. Być może nawet kolejną konieczną, ale na zdrowy rozsądek, nie dającą przesłanek na powodzenie. Dająca za to kibicom znów nadzieję, że będzie lepiej i pozwalającą wyczekiwać cudownej przemiany. Co oznacza wybór Goncalo Feio?

Mioduski zrobił właściwie to, czego mogliśmy się po nim spodziewać. Wiadomym bowiem było, że w obliczu realnego zagrożenia, drugiego w ostatnich trzech latach, braku awansu do eliminacji europejskich pucharów prezes nie wytrzyma ciśnienia i zrobi, to co robi zawsze w takich sytuacjach, a co jest jednocześnie najprostszym rozwiązaniem: zwolni trenera. Być może, o czym pisałem ostatnio, nawet i słusznie.



Jak niejednokrotnie podkreślam, że zatrudnienie Jacka Zielińskiego miało na celu posprzątanie bałaganu, którego narobił Mioduski, a na więcej dyrektora nie stać, tak zastanawiam się, czy powierzenie drużyny Runjaiciowi nie traktować podobnie. Skoro bowiem Legia wzięła szkoleniowca spokojnego, słynącego z rzetelności, lecz upartego (wystarczy zapytać, co o nim mówią w Szczecinie) i bez sukcesów, to patrząc z boku można stwierdzić, że też zrobił właściwie tylko to, na co było go stać. Pomógł w sprzątaniu: powrócił do czołówki (pamiętajmy jednak, że trudno byłoby tego nie dokonać, w sytuacji gdy Legia rywalizowała tylko w kraju, to nie był tak słaby zespół, jak wskazywałoby 10. miejsce w sezonie 2021/22), zdobył puchar Polski, awansował do fazy grupowej europejskich pucharów. Ale już pogodzenie gry w Europie z krajowym podwórkiem po raz drugi z rzędu przerosło zarządzających Legią, w tym również pion sportowy, z dyrektorem i szkoleniowcem włącznie. Ostatni raz na Łazienkowskiej powiodło się to w sezonie 2016/17, gdy udane występy w Lidze Mistrzów z wielkimi rywalami, a potem 1/16 finału Ligi Europy z Ajaxem, nie przeszkodziły zespołowi w obronie mistrzostwa.

Zieliński mówi, że zespół pół roku temu zespół przestał się rozwijać. Dziwnym trafem zbiegło się to z serią nieudanych transferów do klubu i wyprzedażą najlepszych piłkarzy. Dodając do tego rywalizację w Lidze Konferencji Europy efekt w kraju był łatwy do przewidzenia. Co nie oznacza, jak również już pisałem, że trener nie mógł zrobić więcej. Ale czy wiedział jak? Nigdy nie łączył gry na dwóch frontach, nie rywalizował skutecznie o tytuł. Niemiec jest doświadczonym trenerem, ale jednak pewnych rzeczy w piłce nie przeżył. Patrząc ostatnio na Legię wydawało się, że brakuje mu pomysłu na zespół, który jakby przestał reagować na przekaz z ławki, w czym z pewnością nie pomógł układ Niemca z Josue, w którym kapitan wydawał się mieć zadziwiająco duży wpływ na decyzje trenera. Na marginesie: jedynym piłkarzem, który pożegnał w społecznościach szkoleniowca był właśnie Portugalczyk.

Zwolnienie Runjaicia nie stanowi więc większego zaskoczenia, choć jest nim moment, w którym do tego doszło: siedem punktów w trzech meczach, to wynik nienotowany w Warszawie od września i trzecie miejsce na wyciągnięcie ręki, choć możemy przypuszczać, że nie o wyniki głównie chodziło. Jeszcze większym szokiem jest zatrudnienie Goncalo Feio. Odkładając już na bok aspekty moralne (nie powinien był tu trafić) i patrząc jedynie od strony sportowej również nie ma ono żadnego uzasadnienia. Klub powtarza ruchy, które do niczego nie doprowadziły: bierze jeszcze większego, choć wyszczekanego, żółtodzioba, tym samym wybiera odwrotność tego, co dotychczas i myśli, że… No właśnie co? Że co się stanie? Że będzie odwrotnie? A odwrotnie, to jak? Zabawne są przy tym słowa Zielińskiego, który opowiada, że Feio miał od zawsze na radarze i gruntownie przemyślał tę decyzję. Mnie się natomiast wydaje, że to tylko tłumaczenie pod publiczkę, choć akurat transferów pod publiczkę dyrektor ponoć nie lubi robić. W rzeczywistości zaś dyrektor chroni własny stołek, a Legia desperacko próbuje ratować sezon.

Chce to zrobić przy pomocy owszem zdolnego i charakternego trenera, który jednak nie ma żadnego doświadczenia w samodzielnej pracy na poziomie Ekstraklasy, nie wspominając już o czołowych klubach w Polsce i o warszawskiej presji wyniku, licząc że zjednoczy zespół, zagra na oblężoną twierdzę i przepchnie kolanem awans na podium. Obecny manewr Legii byłby bardziej zrozumiały, gdyby dysponowała jakościową, szeroką kadrą, w której byliby liderzy mogący pociągnąć zespół za sobą, jak to miało miejsce chociażby we wspomnianym sezonie 2016/17, czy nawet w kolejnym. Na dziś jednak takich brakuje, a ławka jest krótka.

Wszystko to świadczy o tym, że klub nie ma środków lub pomysłu na pracę z doświadczonym, utytułowanym szkoleniowcem, który swoją karierą bardziej uprawdopodobniałby osiągnięcie sukcesu. Przy Łazienkowskiej wybrano Feio, bo był dostępny na rynku, a jego historia i reputacja sprawiły, że nie mógł być drogi. Oczywiście Legia na pewno w umowie starannie zabezpieczyła się na wypadek kolejnych wyskoków Portugalczyka, dzięki czemu można mieć nadzieję, że nikogo w Warszawie nie pobije. On zresztą też z pewnością wie, że to już dla niego ostatnia szansa w zawodzie, przynajmniej w Polsce.

Życie jest sztuką wyboru. Wybór Feio, jakiego potencjału by on nie miał, z każdej strony wydaje się złym, zwłaszcza biorąc pod uwagę moment, w którym znajduje się Legia, gdy po prostu musi awansować do pucharów, i jakie ma doświadczenia z trenerami w ostatnich latach. Władze klubu wybierając tego szkoleniowca zamiast minimalizować ryzyko, na własne życzenie je maksymalizują. Racjonalnie tu się nic nie zgadza, całość się po prostu nie broni. Pozostaje więc mieć nadzieję, że Portugalczyk obroni się sam - wynikami. No, ale właśnie: tylko nadzieję, którą do porzygu karmi się kibiców od lat.

Autor: Jakub Majewski

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.