Kasper Hamalainen - fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Kopała Ekstraklasa - podsumowanie 24. kolejki

Jeleń, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Ekstraklasa na wiosnę jest jak nadejście właśnie tej pory roku – czekamy aż spod zimowego puchu wyłonią się piękne kwiaty, ale zamiast tego naszym oczom ukazują się brązowe kasztany, które bynajmniej nie spadły z drzewa. Nam nie straszne są jednak najgorsze nawet bobki, więc zapraszamy na wiosenny spacer po 24. kolejce naszej ligi.

Korona Kielce 2-1 Górnik Łęczna
Wybrać spotkanie Korony z Łęczną na pierwszy mecz kolejki, to jak zaprosić kogoś na kolację i poczęstować go chlebem ze smalcem. W tym przypadku smalec był zjełczały a chleb nieco czerstwy, bo – jak przystało na widowisko rozgrywane na kieleckim kartoflisku – zawodnicy obydwu drużyn zdecydowanie bardziej niż kopaniem piłki, byli zainteresowani kopaniem się nawzajem. Nie sprzyjało to sytuacjom bramkowym, jednak w końcu Śpiączka obudził się i dał Górnikowi prowadzenie. Do 88. minuty wszystko było spoko i kiedy wydawało się, że goście odniosą drugie zwycięstwo pod wodzą najwybitniejszego szkoleniowca w tej części Wszechświata, nagle Jacek Kiełb postanowił strzelić bramkę wyrównującą. Jakby tego było mało w 6. minucie doliczonego czasu gry Micański potknął się o własne nogi w polu karnym, co arbiter zinterpretował jako faul i za sprawą „jedenastki” Jacka Kiełba Górnik Łęczna stracił punkty łatwiej niż niewiasty z Warsaw Shore cnotę.

VIDEO: Micański sprawdza za jak siermiężną symulkę da się dostać rzut karny

Zagłębie Lubin 1-3 Legia Warszawa
Po ostatnich altruistycznych wyczynach „Wojskowych”, którzy rozdawali punkty potrzebującym, przyszła w końcu pora na to żeby zadbać o siebie i w Lubinie legioniści wyszli na prowadzenie jeszcze przed przerwą. Nie spodobało się to zawodnikom ryżego trenera, którzy po zmianie stron ochoczo zabrali się do kolejnych ataków. Gospodarze wykorzystali mierną dyspozycję Adama Hlouska, który w obecnej formie nie byłby w stanie pokryć nawet krasnoludków (o Królewnie Śnieżce nie wspominając) i Arkadiusz Woźniak nie niepokojony przez Czecha umieścił piłkę w bramce. Wizja wygranej z Legią tak podnieciła lubińskich futbolistów, że ci zaczęli atakować z ogromną gorliwością, zapominając zupełnie o pozycji spalonej. Arbitrowi jednak takowa z głowy nie wyleciała i liniowy dwukrotnym machnięciem chorągiewki ostudził szaleńczą ekstazę miejscowego tłumu. Tłum ten jeszcze bardziej wyciszył się po bramce Sebastiana Szymańskiego, a że młody znajdował się na ofsajdze, to dzieci w połowie polskich województw będą miały temat do wypracowań przez najbliższe 2 miesiące.

VIDEO: Czeski film, czyli krycie Adama Hlouska

Cracovia Kraków 1-1 Arka Gdynia
Gospodarze mogli prowadzić już w 11. minucie, kiedy uderzona przez Budzińskiego piłka odbiła się od poprzeczki i przekroczywszy linię całym obwodem... wypadła z bramki. Normalnie wszyscy zrobiliby wielki raban, że jak to, że był gol, że piłkarski Smoleńsk itp., ale ponieważ Cracovię i Arkę łączy długotrwała przyjaźń, to nikt nie zawracał sobie tutaj głowy takimi duperelami jak bramki. Co prawda Trytko i Mihalik nie mogli się powstrzymać i strzelili po jednej, ale to zawodnicy nowi w swoich klubach, którzy nie zdążyli się jeszcze poznać tajników krakowsko-gdyńskiego związku. Swoją drogą zgoda Cracovii i Arki to całkiem dobry pomysł na biznes – jedni mają maczety, drudzy mają śledzie – nic tylko otworzyć knajpę z sushi.

VIDEO: Gola nie ma, ale też jest zajebiście

Bruk-Bet Termalica Nieciecza 0-0 Ruch Chorzów
Wiosną wsie budzą się do życia, rolnicy powoli ruszają na pola, a kiełki zbóż zaczynają wychodzić na powierzchnię. Nieciecza jednak nadal śpi jeszcze w ramionach zimowej aury i można zaryzykować stwierdzenie, że obserwacja kiełkującego pszenżyta byłaby dużo bardziej zajmującym zajęciem niż oglądanie spotkania Termaliki z Ruchem. Piłkarze obydwu zespołów starali się oczywiście podjąć walkę, mieli swoje sytuację, ale gdyby ten mecz był pojedynkiem bokserskim, to przez całą bijatykę zawodnicy usiłowaliby trafić w siebie nawzajem, aż w końcu po 12 rundach bicia w powietrze, padliby ze zmęczenia na ziemię. Były strzały z dwóch metrów, były uderzenia do pustej, były i rzuty karne, ale elementy te nie przekonały żadnej z ekip, że może warto trafić do siatki.

VIDEO: Koj chce asystować rywalom, ale oni nie mają ochoty strzelać

Piast Gliwice 1-2 Wisła Kraków
Jeśli ktoś myślał nad tym dlaczego wicemistrzowie Polski właśnie poszli się przywitać z chłopcami Franka Smudy w strefie spadkowej, to zawodnicy z Gliwic w spotkaniu z Wisłą wytłumaczyli ten fakt wszystkim dociekliwym. Goście nie bardzo mieli pomysł na to jak zaatakować zespół Piasta, więc miejscowi piłkarze ze spokojem pokazywali im jak to zrobić. Największym przewodnikiem krakowiaków był Uros Korun, który gdy tylko miał futbolówkę w polu karnym, natychmiast darował ją w prezencie rywalom. Kiedy zastawiał się z piłką, a Zdenek Onrasek czaił się za jego plecami, Korun stwierdził, że w sumie to nie za bardzo mu się chce tę futbolówkę utrzymać. Chciało się za to Ondraskowi i Wisła prowadziła 1-0. Przyjezdni mieli jeszcze multum okazji, jednak nawet kiedy gospodarze bawili się w piłka parzy we własnym polu karnym, to jakoś trudno było wiślakom wstrzelić się w bramkę, a trybuny przyciągały ich strzały jak magnes. Piast zmęczony tym długotrwałym batożeniem tyłka zdecydował się zdobyć gola, ale remisem za długo się nie pocieszył. Z obroną zorganizowaną jak system polskiego sądownictwa trudno jest kopać nawet w Ekstraklasie - Wisła strzeliła w ostatniej akcji meczu, a kibiców Piasta strzeliły narządy na literę "ch".

VIDEO: Korun i jego kapitalne zastawienie się z piłką

Jagiellonia Białystok 4-1 Śląsk Wrocław
Piłkarze Śląska zdają sobie sprawę, że ich sytuacja w tabeli na kolana powala co najwyżej kibiców, którzy nie widząc większych perspektyw na poprawę gry swojej drużyny, gorliwie modlą się we wrocławskich świątyniach. Postanowili więc sprawić im miłą niespodziankę i po 14 minutach prowadzili 1-0. Po pół godzinie fani WKS-u byli już w szoku, bo ich zespół wycierał Jagiellonią podłogę. Sami zawodnicy Śląska poczuli się przez chwilę jak Piotr idący po wodzie do Jezusa, jednak podobnie jak sam apostoł, kiedy zdali sobie sprawę z tego co właściwie robią, momentalne zaczęli tonąć. Pierwszą falą wzburzonego jeziora był oczywiście nieśmiertelny Mariusz Pawełek, który najpierw wypluł piłkę pod nogi Frankowskiego, a następnie efektownie przepuścił uderzenie napastnika Jagiellonii między swoimi odnóżami. Goście bardzo szybko pogrążali się w wodnych odmętach, aż w końcu zdenerwowało to naszego Super Mario, który postanowił odegrać się na Cernychu i znokautował go przed własnym polem karnym. Arbiter odesłał go do szatni, na boisku pojawił się rezerwowy golkiper, który czyste konto zachował dokładnie przez 5 sekund od wejścia na plac gry, bo Jagiellonia golem numer 4 przypieczętowała swoje zwycięstwo. Czerwona kartka dla Pawełka oznacza, że nie zobaczymy go niestety w najbliższej kolejce. Szkoda, jednak 5 sekund z czystym kontem Dominika Budzyńskiego także świadczy o sporych pokładach umiejętności parodystycznych wrocławskiego golkipera.

VIDEO: Mariusz Pawełek tajną bronią Jagiellonii

Lech Poznań 1-0 Lechia Gdańsk
Miał być hit kolejki i jak najbardziej był, nie wiem tylko, czy zapowiadającym to spotkanie dokładnie o taki hit chodziło. Co na boisku to na boisku, trochę pokopała Lechia, trochę pokopał Lech i do końca pierwszej połowy, zawodnicy tak oto radośnie piłkę sobie kopali. Po przerwie nastroje były już zdecydowanie bardziej bojowe i piłkarze siłę swoich rączych kopyt postanowili przetestować na rywalach. 12 żółtych kartek nie wystarczyło jednak by uspokoić wybitnych futbolistów, bo ci w końcówce jeszcze bardziej podkręcili temperaturę spotkania i zdecydowali się rozgrzać mecz do czerwoności, 3 kartki w tym kolorze ujrzeli bowiem zawodnicy Lechii Gdańsk w ciągu 2 minut. Co ciekawe, jedną z nich zgarnął Vanja Milinković-Savić, któremu ta sztuka udała się... z ławki. Serb jest tak utalentowanym młodzieńcem, że mimo tego, iż w tym roku nie rozegrał jeszcze ani minuty, to zdążył skolekcjonować 2 żółtka i 1 czerwień. A myślałem, że zrobić awanturę bez powodu potrafi tylko moja dziewczyna.

VIDEO: Peszko i Savić pijani lub niespełna rozumu

Pogoń Szczecin 1-1 Wisła Płock
Obydwa zespoły są w takiej formie, że wiadomym jest, iż każdy ich gol musi być przecież dziełem większego bądź mniejszego przypadku. Trafienie Wisły na 0-1 było naprawdę z królewsko przypadkowej kategorii. Przemek Szymiński otrzymał podanie, które odbiło się jeszcze rykoszetem od obrońcy, złożył się do uderzenia, chciał strzelać prawą nogą w prawy róg, ale zamiast tego kopnął lewą w środek i goście wyszli na prowadzenie. Pogoń niemiłosiernie męczyła bułę aż w końcu Fojut zlitował się nad marznącymi kibicami, dzięki czemu Pogoń wyrównała;. Gospodarze mieli jeszcze szansę na gola po tym jak Kiełpin chcąc wykopać piłkę nie trafił w nią i spadła ona pod nogi jednego z napastników, ale okazja 2 na pustą bramkę przerosła możliwości strzeleckie „Portowców”. Podobno wszystko co dobre dobrze się kończy, ale ta kolejka nie była raczej specjalnie zajebista.

VIDEO: Przypadki chodzą po ludziach, ten przyszedł do Szymińskiego

Mem kolejki:

fot. Facebook

Wpis kolejki:

fot. Twitter

Autor: Jeleń
Twitter: @JelenLL

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.