fot. Hagi77.pl
REKLAMA

LL! on tour: Millwall FC - Luton Town

Hagi, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

W 2014 roku wybrałem się mecz Premier League West Ham - Manchester City. Teraz przyszedł czas na inną drużynę z południowo-wschodniego Londynu. Odwiedziłem Millwall, zobaczyłem mecz oraz pokręciłem się po rejonach owianego złą sławą klubu.



Wiadomo jak od wielu lat wyglądają trybuny w Anglii - czasem coś tam się dzieje jeśli chodzi o atrakcje (awantury czy ultras na sektorach, ale są to raczej sporadyczne sytuacje. Na Millwall jest jednak zupełnie inny klimat niż na West Ham. Różnicę da się odczuć zarówno w okolicach stadionu, jak i podczas meczu.

Fotoreportaż z meczu - 18 zdjęć Hagiego

Bilety bez problemu zakupiliśmy kilka tygodni wcześniej przez internet (30 funtów). Wydrukowane przyszły pocztą do domu mojego kolegi, który mieszka w okolicach Londynu. Mecz był rozgrywany w dość egzotycznym moim zdaniem terminie, gdyż 1 stycznia, i do tego o godzinie 12:30 :). Po świętowaniu rozpoczęcia nowego roku sprawnie zebraliśmy się na The New Den, mieliśmy przed sobą godzinę drogi samochodem, a ja chciałem być pod stadionem wcześniej, aby zerknąć na to i owo.

fot. Hagi77.pl

Okolice stadionu nie należą do najciekawszych i nie wyglądają zbyt atrakcyjnie, ale jednocześnie tworzą klimat, który pasuje do klubu Millwall, kojarzonego przez większość kibiców na świecie z niezwykle skutecznymi i bardzo mocnymi chuliganami. "The Lions" w 1885 roku założyli robotnicy z firmy JT Morton, która to przeniosła się do Londynu ze szkockiego Aberdeen. Drużyna z Lwem w herbie nie wygrała nigdy niczego wielkiego. Należy jednak odnotować, że zagrali w finale pucharu Anglii w 2003 roku, ale przegrali 0-3 z Manchesterem United. "Czerwone diabły" zostały uprawnione do gry w Lidze Mistrzów, a Millwall mimo porażki wystąpiło w eliminacjach Pucharu UEFA.

Pod stadionem byliśmy godzinę przed meczem, po zaparkowaniu samochodu przeszliśmy pod mostem kolejowym, który tworzy swego rodzaju bramę i większość kibiców przemieszcza się tą trasą. Czasu było sporo, a ciśnienie zerowe, więc po szybkiej obczajce rejonów, udaliśmy się do Millwall Cafe. Miejsce to jest chyba oficjalnym barem klubu, można w nim nabyć piwo oraz fish&chips. Przed barem tłoczyły się setki kibiców, klimat był swojski, a w każdym miejscu przy stadionie można było raczyć się piwem i żaden policjant nie zwracał uwagi, aby trunek spożywać w okolicach baru ani nie wystawiał mandatów.

fot. Hagi77.pl

Następnie swoje kroki kierowaliśmy w stronę trybuny o nazwie The Dockers, na którą mieliśmy bilety. Podobnie jak 6 lat wcześniej na West Ham, tak i teraz nie zostaliśmy w ogóle przeszukani. Po przejściu kołowrotków udaliśmy się na dolną cześć trybuny stadionu. W oczy od razu rzuciły mi się zasieki, które są między krzesełkami a metrowym płotem. Rozglądając się po trybunie The Docekrs zauważyłem, że praktycznie znaczna większość kibiców to biała nacja. Nie wiem jak to wyglądało na innych sektorach, ale pod stadionem też większość osób też wyglądała na rodowitych Brytyjczyków. Dość ciekawe spostrzeżenie, biorąc pod uwagę fakt, że Londyn to jedno z najbardziej zróżnicowanych etnicznie miast w Europie.

Sam mecz w 1. połowie nie porywał, a Millwall po 45 minutach gry przegrywało 0-1, z czego byli zadowoleni przyjezdni fani Luton, których na The New Den stawiło się ok. 500. Jako że pierwszą część meczu spędziliśmy na dole trybuny, w drugiej połowie pomyślałem, że można spróbować udać się na górną część The Dockers. Przy schodach stał ochroniarz i wydawało się, że nic z tego, ale po prostu przeszliśmy obok niego, kierując się ku górze i przez nikogo nie niepokojeni zajęliśmy miejsca na drugą część gry. Druga połowa to już kompletnie inne widowisko sportowe. Polski bramkarz Bartosz Białkowski nie musiał wyciągać piłki ze swojej bramki, a jego drużyna ruszyła z impetem na ekipę z Luton i tym samym ożywiły się trybuny. Ogólnie kwestie wokalne pozostawiały wiele do życzenia, ale przynajmniej zaczęli śpiewać częściej i głośniej, między innymi: "„No one likes us, we don't care! We are Millwall, super Millwall we are, Millwall from The Den". Po strzelonej bramce dla Millwall zauważyłem jak z radości dzieciaki wskakiwały na płotek, omijając zasieki. Nie pomagało nawet upominane ochroniarza, młodzież dalej świętowała gola, schodząc z płotku dopiero wtedy, kiedy sama uznała to za stosowne. "Niebiesko-biali" wygrali mecz 3-1, a miejscowi w dobrych humorach opuszczali obiekt.
fot. Hagi77.pl
fot. Hagi77.pl

Po meczu było widać w okolicach sektora gości więcej policji, co świadczyło o tym, że przyjezdni po opuszczeniu sektora na pociąg powrotny będą szli w eskorcie. Podsumować tę wizytę na stadionie Premier League mogę podobnie jak kiedyś wizytę na Upton Park. Różnica na korzyść The New Den jest jednak taka, że na Millwall nie uświadczy się kibiców sukcesu, nie ma tłumów z kina, które z popcornem w rękach chcą obejrzeć spotkanie piłki nożnej. Jest za to dużo ciekawszy klimat stadionu i okolic, oczywiście to nie tyczy się osób, które jadą do Anglii obejrzeć piłkę nożną na najwyższym poziomie.

Fotoreportaż z meczu - 18 zdjęć Hagiego


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.