fot. Dariusz Chojnacki
REKLAMA

Z kart historii

(Ponad) Pięćdziesiąt lat minęło... Odcinek 14.

Łukasz Jabłoński

Niewiele brakowało, a w maju 1970 roku piłkarze Legii Warszawa zagraliby w finale Pucharu Europy przeciwko Celtic Glasgow. Jednakże to zawodnicy holenderskiego Feyenoordu Rotterdam wykorzystali swoją szansę na zdobycie najcenniejszego trofeum w europejskim futbolu. Legioniści zdołali za to obronić miano najlepszego zespołu w kraju. Dzięki temu mogli po raz drugi z rzędu wziąć udział w kampanii przeznaczonej dla ówczesnych mistrzów europejskich lig. Czy wśród piłkarzy „wojskowych” pojawiły się myśli, że poprawią swoje osiągnięcie i tym razem to oni wyjdą na murawę Wembley, aby zdobyć Puchar Mistrzów, który był już tak blisko, a jednak, jak się okazało, tak daleko? Pierwszy krok w tym celu wykonali na terenie północnej Europy, w neutralnej wówczas pod względem politycznym Szwecji, z której wywodził się dumnie spoglądający dzisiaj na placu Zamkowym w Warszawie na mieszkańców i turystów król Zygmunt III Waza.

Odcinek 1. - Jak wyglądały dawniej rozgrywki pucharowe?
Odcinek 2. - Wyprawa do Aradu
Odcinek 3. - Kanonada
Odcinek 4. - Nieoceniona pomoc Dygata
Odcinek 5. - Kazimierz. Piłkarz, który został „Generałem”
Odcinek 6. - „Transakcja” potyczek Legii z „Galatą”
Odcinek 7. - Remis nad Bosforem na wagę złota
Odcinek 8. - Druga młodość „Kiciego”
Odcinek 9. - Bezbramkowy niedosyt
Odcinek 10. - „Przyłapani” na dewizach
Odcinek 11. - Koniec pucharowej kariery w Rotterdamie
Odcinek 12. - Epilog, czyli Puchar Europy dla Holendrów, a w Warszawie mistrzostwo „nagrodą pocieszenia”

Odcinek 13. - Do boju Legio marsz, czyli IFK Göteborg na pierwszy ogień

Cz. 14. I cóż, „wojskowi” koncertowo zagrali w Szwecji…

Po powrocie z Francji przy Łazienkowskiej doszło do potyczki z beniaminkiem z Rybnika. ROW starał się odważnie przeciwstawić, ale „wojskowi” byli dużo bardziej zaawansowani technicznie i taktycznie. Zwycięstwo gospodarzy mogło być wyższe niż 3:0, ale mieli oni nieco pecha, ponieważ trzy razy trafili w słupek, raz w poprzeczkę, a ponadto raz piłkę wybił obrońca ROW-u z linii bramkowej. Skutecznością wykazał się strzelec dwóch bramek – Żmijewski, a trzecie trafienie dołożył Gadocha. Trudniejszą przeprawę mieli warszawianie w Mielcu, gdzie bezbramkowo zremisowali z innym beniaminkiem, Stalą. Gospodarze mieli przewagę, ale nie potrafili jej udokumentować. Nie wykorzystali nawet rzutu karnego, gdyż Stój strzelił w ręce Grotyńskiego. Legioniści głównie skupili się na obronie, sporadycznie atakując. Natomiast w zaległym spotkaniu z Zagłębiem Wałbrzych (miało odbyć się w czasie wyjazdu do Francji) „wojskowi” zwyciężyli na swoim boisku 3:0 po trafieniach starszego Blauta, Małkiewicza i Pieszki, dzięki czemu awansowali na drugie miejsce w tabeli. Po raz kolejny przyjezdni mogli mówić o szczęściu, ponieważ Pieszko uderzył w słupek, a Deyna w poprzeczkę. Do następnego pojedynku z katowickim GKS-em „wojskowi” przystąpili bez zdyskwalifikowanego Żmijewskiego. Zarząd klubu ukarał tego zasłużonego zawodnika jednoroczną dyskwalifikacją, co było pokłosiem afery celno-dewizowej przed rewanżowym starciem półfinałowym z Feyenoordem (więcej szczegółów o tym zdarzeniu i jego reperkusjach). Zdaniem Grzegorza Aleksandrowicza zbyt dużo było w wykonaniu legionistów niecelnych podań i bardzo niepewnie spisywała się obrona, przez co Glück dwukrotnie zaskoczył Grotyńskiego. Pomimo to faworyci zdołali wygrać 3:2, dzięki doskonałej grze Gadochy (dwie asysty i gol z karnego) oraz Pieszki (dwie bramki). Podopieczni trenera Strzykalskiego, byłego zawodnika Legii z lat 50-tych, pokazali się z najlepszej strony i okazali się trudnym przeciwnikiem przed wyprawą warszawian do Skandynawii. Dorobek Legii w ligowej tabeli przed pierwszym pucharowym wyzwaniem był identyczny jak rok wcześniej, czyli cztery wygrane i dwa remisy. To oznaczało niewielką stratę, czyli punkt do liderującego Ruchu.

Pozycja Szwecji w piłce reprezentacyjnej była w tamtym czasie wyższa od naszej, gdyż ich reprezentacja wzięła udział w pierwszym meksykańskim mundialu, w którym odpadła po fazie grupowej, a na naszą dopiero czekały momenty chwały. Rozgrywki ligowe, nazwane Allsvenskan, rozgrywane zaś były tam od 1959 roku systemem wiosna-jesień, tak jak w Polsce do 1962 r. Uczestniczyło w nich dwanaście drużyn. IFK Göteborg był zatem mistrzem Szwecji z 1969 r., co w jego dorobku w dosyć długiej historii (zał. 1904 r.) stanowiło siódme takie trofeum. Natomiast w kolejnym sezonie nie spisywał się już tak dobrze i jak się później okazało, zajął przedostatnie miejsce w tabeli i w efekcie niespodziewanie spadł z najwyższej klasy rozgrywkowej. Dorobek IFK w europejskich pucharach zamykał się na trzykrotnym udziale w Pucharze Mistrzów, w tym dwukrotnie na 1/8 finału i raz zakończył się na pierwszej przeszkodzie, czyli na znanym nam doskonale Feyenoordzie. Wówczas w hierarchii krajowej zespołu z Göteborga nie można zaliczyć do ścisłej czołówki, gdyż prym dzierżyły takie kluby, jak Malmö FF, czy Djurgårdens IF. Drugi z wymienionych rywalizował wcześniej w Pucharze Mistrzów z Gwardią Warszawa i Górnikiem Zabrze, z różnym skutkiem (pierwszy dwumecz w 1955 r. wygrał, a w drugim w 1967 r. poniósł porażkę). Jednak sezon wcześniej w Pucharze Europy nieoczekiwanie wystąpił Östers IF, który odpadł w pierwszej rundzie z AC Fiorentiną. Teoretycznie więc warszawianie byli faworytem tego starcia, ale musieli zachować czujność. Zdaniem trenera Zientary, które pojawiło się przed meczem na łamach „Życia Warszawy”: Trzeba będzie zmobilizować wszystkie siły, aby uzyskać korzystny wynik, grając w osłabionym składzie. W Szwecji przebywał niedawno inż. Gmoch, który obserwował jedenastkę IFK. Według jego relacji, zespół z Goeteborga stosuje ostrą, choć w ramach przepisów grę, jest dobry technicznie. Groźnym zawodnikiem w szeregach Blåvitt (Niebiesko-Białych) był król strzelców ligi szwedzkiej z mistrzowskiego sezonu - Reine Almqvist. Wyróżnieni też zostali pomocnicy Nicklasson i Svensson.

Wieczorem 16 września 1970 r. wicelider polskiej ligi przystąpił do starcia z abdykującym mistrzem Szwecji na Gamla Ullevi w zestawieniu: Grotyński, Stachurski, Zygmunt, Niedziółka, Trzaskowski, B. Blaut, Deyna, Ćmikiewicz, Pieszko, Małkiewicz, Gadocha. Warto podkreślić, iż w pierwszym składzie zabrakło już miejsca dla weterana „Kiciego”, który wystąpił we wcześniejszym meczu z Katowicami, a w poprzedniej edycji odgrywał istotną rolę w drużynie. Nie było także kontuzjowanego młodszego z braci Blautów. Co ciekawe, według źródeł internetowych pod koniec spotkania (są różne wersje minut), Ćmikiewicza miał zastąpić zawieszony już przez klub Żmijewski, ale takiej informacji nie ma w rodzimych sprawozdaniach prasowych. Warto podkreślić, iż w tamtym okresie w prasie nie podawano aż tak szczegółowo, w których minutach następowały zmiany, a czasami o nich nie wspominano. Czy w zagranicznych zestawieniach doszło do pomyłki? Czy też w naszych mediach i opracowaniach doszło do przeoczenia bądź cenzury? Dziś trudno jednoznacznie odpowiedzieć na te pytania. Gdybyśmy mieli do czynienia z tym ostatnim przypadkiem, świadczyłoby o tym, iż Żmijewski zagrał jako zmiennik i z powodu wcześniejszego zawieszenia nie można było nadać temu zdarzeniu rozgłosu. Gospodarze zaś wystawili następujący skład: Bertilsson, Feldt, Engström (niektórzy podają, że grał Edström), Ericsson, D. Nicklasson, G. Nicklasson, Leisgard (podawany także jako Karlsson), Svensson, Eklund, Almqvist (zastąpiony w drugiej połowie przez Nilssona), Oskarsson. Mecz prowadził irlandzki arbiter William O'Neill. Według relacji z „Życia Warszawy” z 17 września: Pierwsza połowa spotkania miała wyrównany charakter. Liczne ataki napastników szwedzkich były likwidowane przez bardzo uważnie grające linie defensywne Legii. Również ataki polskich napastników rozbijały się o skomasowany mur obrońców szwedzkich. Dopiero tuż przed gwizdkiem kończącym pierwszą połowę spotkania, zdobył Gadocha celnym strzałem prowadzenie dla Legii. Po przerwie zespół nasz coraz częściej przebywał na polu podbramkowym gospodarzy, a efektem tej przewagi były bramki, zdobyte przez Pieszkę, a następnie dwukrotnie przez Stachurskiego. Cała drużyna Legii zasłużyła na pochwałę za dobre przygotowanie kondycyjne i szybką skuteczną grę. Cieszę się ze zwycięstwa – powiedział trener Legii E. Zientara, ale chciałbym ostrzec przed zbyt wielkim optymizmem. Wynik 4:0 sugeruje wysoką przewagę, a przecież przeciwnik przez cały czas spotkania toczył z nami równorzędną walkę. Chciałbym podkreślić ofiarną grę całego zespołu Legii oraz sportową atmosferę meczu. Z kolei relacja w „Przeglądzie Sportowym” (nr 112 z 1970 r.) została zatytułowana: Legia grała jak z nut. Zdaniem redaktora Aleksandrowicza: Sukces drużyny warszawskiej jest w pełni zasłużony i otwiera jej drogę do II rundy turnieju (…) Taki wynik zawsze liczy się i robi wrażenie. Nie przeceniając jednak bezwzględnej wartości rezultatu Legii w Goeteborgu, ze względu na niższą klasę przeciwnika, cieszyć się trzeba, ta poprawa formy piłkarzy warszawskich przyszła w porę, dzięki czemu przy dalszej planowej i solidnej pracy będą oni mogli powtórzyć zeszłoroczne sukcesy. Padający od dwóch dni deszcz wpłynął ujemnie na frekwencję widzów, na tym interesującym meczu. Zebrało ich się zaledwie ok. 3 tys., ale żaden nie żałował przyjścia na stadion. Legioniści zaprezentowali się z jak najlepszej strony jako świetnie wyszkolona i dobrze taktycznie grająca drużyna. Prowadziła ona walkę zgodnie z własnym planem, znalazła sposób na żywiołowo i ostro grających przeciwników. A poza tym zademonstrowała wiele akcji wysokiej marki. Grając na 100 procent siły Legia mogła odnieść jeszcze wyższe zwycięstwo, jednakże przyznać trzeba, że i gospodarze zasłużyli na 1-2 bramki. W polu nie grali oni tak źle, jak wskazuje końcowy rezultat. Zdaniem trenera Zientary: Trudno nie być zadowolonym, kiedy wygrało się 4:0. Z gry należała się Goeteborgowi przynajmniej jedna bramka. Według trenera IFK, Bertila Johanssona, wysoki rezultat odpowiadał temu, co się działo na boisku. Zdaniem arbitra tego meczu: Obie drużyny były bardzo zdyscyplinowane i grały po dżentelmeńsku. Legia może być zespołem europejskiej klasy, jeśli potrafi grać nieco twardziej i ostrzej. Najbardziej podobali mi się w tej drużynie Blaut, Deyna i Niedziółka. Zwycięstwo Legii, nawet w takim stosunku zasłużone. Zachwycony występem „wojskowych był prezes klubu Polaków w Goeteborgu, Czesław Kłodziński, zdaniem którego zwycięstwo sprawiło rodakom mieszkającym w Szwecji wiele radości. Natomiast według Aleksandrowicza bardzo istotną rolę odegrała formacja defensywna. Niecodziennym wyczynem popisał się jeden z obrońców, Władysław Stachurski, który dwa razy celnie trafił z rzutów wolnych. Jego można w dzisiejszym ujęciu uznać zawodnikiem meczu.

Przypominam, iż w tamtym okresie odbywały się tzw. pucharowe środy. Zatem tego samego dnia rywalizowały inne polskie zespoły. W pierwszej rundzie Pucharu Zdobywców Pucharów Górnik Zabrze pokonał 1:0 na wyjeździe Aalborg BK. Natomiast na Stadionie Śląskim w Chorzowie w ramach pierwszej rundy Pucharu Miast Targowych został zorganizowany dwumecz śląskich klubów. Jako pierwsi zaprezentowali się debiutujący katowiczanie przeciw Barcelonie i ulegli jej 0:1, a następnie chorzowianie zremisowali 1:1 z Fiorentiną, co w lepszej pozycji stawiało faworyzowanych gości. Niestety nie udało mi się znaleźć żadnego materiału filmowego ze spotkania w Göteborgu, podobnie zresztą było w przypadku pojedynku w Aradzie sezon wcześniej. Według informacji z „Życia Warszawy” tego dnia w rodzimej telewizji pokazano mecze domowe naszych ligowców, zaś w radiu pojawiły się sprawozdania z wyjazdowych potyczek w Skandynawii. Zwycięstwo w stosunku 4:0 było w tamtym momencie najwyższym w historii wyjazdowych potyczek Legii w pucharach i rekord ten został pobity w 1999 r. o jedno trafienie w Skopje z miejscowym Vardarem. Taka zaliczka spowodowała, iż rewanż na Łazienkowskiej stawał się wyłącznie formalnością.

Łukasz Jabłoński

Internet:
https://kassiesa.net/uefa/data/index.html
https://en.wikipedia.org/wiki/History_of_IFK_G%C3%B6teborg
https://www.transfermarkt.com/spielbericht/index/spielbericht/1068292
https://www.uefa.com/uefachampionsleague/match/62974--goteborg-vs-legia/
https://ifkdb.com/game/2914

Bibliografia:
Bołba Wiktor, Dawidziuk Adam, Karpiński Grzegorz, Piątek Robert, Legia Warszawa 1916 ⸜ 2016, Warszawa 2017.
Brychczy Lucjan, Kalinowski Grzegorz, Bołba Wiktor, Kici. Lucjan Brychczy – legenda Legii Warszawa, Warszawa 2014.
Gowarzewski Andrzej, Mistrzostwa Polski. Stulecie, t. 8, Katowice 2021.
Gowarzewski Andrzej, Szczepłek Stefan, Szmel Bożena Lidia i in., Legia to potęga. Prawie 90 lat prawdziwej historii, „Kolekcja klubów”, t. 9, Katowice 2004.
Gowarzewski Andrzej, Mucha Zbigniew, Szmel Bożena Lidia i in., Legia najlepsza jest…, „Kolekcja klubów”, t. 13, Katowice 2013.
Kołtoń Roman, Deyna, czyli obcy, Poznań 2014.
„Nasza Legia” z lat 1997-2008.
„Przegląd Sportowy” i „Życie Warszawy” z przełomu lat 60-tych i 70-tych.
Szczepłek Stefan, Deyna, Legia i tamte czasy, Warszawa 2012.
Wójkowski Kamil, Legia Warszawa w europejskich pucharach. Historia klubu i jego kibiców na piłkarskich arenach, Żelechów 2013.
Plus materiały autora.

Odcinek 1. - Jak wyglądały dawniej rozgrywki pucharowe?
Odcinek 2. - Wyprawa do Aradu
Odcinek 3. - Kanonada
Odcinek 4. - Nieoceniona pomoc Dygata
Odcinek 5. - Kazimierz. Piłkarz, który został „Generałem”
Odcinek 6. - „Transakcja” potyczek Legii z „Galatą”
Odcinek 7. - Remis nad Bosforem na wagę złota
Odcinek 8. - Druga młodość „Kiciego”
Odcinek 9. - Bezbramkowy niedosyt
Odcinek 10. - „Przyłapani” na dewizach
Odcinek 11. - Koniec pucharowej kariery w Rotterdamie
Odcinek 12. - Epilog, czyli Puchar Europy dla Holendrów, a w Warszawie mistrzostwo „nagrodą pocieszenia”

Odcinek 13. - Do boju Legio marsz, czyli IFK Göteborg na pierwszy ogień

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.