REKLAMA

Kibicowskie podsumowanie rundy jesiennej - część II

Bodziach, źródło: własne - Wiadomość archiwalna

13 oficjalnych meczów rozegrano w minionym półroczu na Łazienkowskiej. Nie doszło do skutku rewanżowe spotkanie z Vetrą Wilno, dla odmiany zorganizowano towarzyskie spotkanie z Borussią Dortmund. Skutki meczu na Litwie odczuwaliśmy podczas każdego pojedynku na własnym stadionie. Atmosfera, którą dotychczas chwaliła i próbowała dogonić cała Polska, stała się przeszłością. Zamiast dopingu, który pętał nogi rywalom, głucha cisza i szydzenie, stały sie atutem dla ekip przyjezdnych. Nie mówiąc już o tych, które mogły liczyć na wsparcie własnych kibiców.
U siebie



Do tego grona co prawda nie zalicza się Odra Wodzisław (kibiców gości było kilku), ale i jej gracze lepiej reagowali na koncertowanie spod Torwaru i inne weselne pieśni. Większość spotkań Legii była transmitowana na żywo. Czterokrotnie mecze ligowe rozgrywane były w piątki, trzykrotnie w niedziele, a dwa razy w sobotę. Bez względu na dzień rozgrywania spotkań, atmosfera była równie beznadziejna. Ponadto rozegraliśmy dwa mecze we wtorki oraz po jednym w środę i czwartek. Wszystkie wspomniane w Pucharze Ekstraklasy i Pucharze Polski. Ta sama reguła będzie obowiązywać również na wiosnę.

Najwięcej widzów obserwowało spotkanie z Widzewem Łódź - 11.773. To jedyny przypadek w minionej rundzie, kiedy na Łazienkowskiej zebrało się ponad 10 tysięcy kibiców (w rundzie wiosennej działo się tak w pięciu na siedem przypadków, a np. na wiosnę 2006 roku za każdym razem - 7/7). Spadek frekwencji jest aż nadto widoczny. Biorąc pod uwagę tylko mecze ligowe, średnia widzów spadła o ponad dwa tysiące (10177 na wiosnę i 8094 teraz)! Rozpatrując również mecze pucharowe, różnica jest jeszcze bardziej wyraźna. Wszystko za sprawą traktowania rozgrywek Pucharu Ekstraklasy w naszym kraju. Jeszcze kilka miesięcy temu spotkanie PE z ŁKS-em potrafiło przyciągnąć 6500 widzów, zaś w zakończonej niedawno rundzie zaledwie... 350 osób!

Niewiele większe zainteresowanie wzbudził mecz obu drużyn w Pucharze Polski. Na szczęście pod tym względem na wiosnę powinno być lepiej. Ciekawy przeciwnik, jakim z pewnością jest Lechia Gdańsk, gwarantuje lepszą sprzedaż wejściówek (choć tego meczu nie będą obejmowały zwykłe abonamenty).
Biorąc pod uwagę mecze ligowe, najmniej atrakcyjnym przeciwnikiem okazała się Odra Wodzisław, która przyciągnęła 5557 fanów. Tak słabo nie prezentowaliśmy się od czasu ostatniego protestu, kiedy na kilku meczach kibice gromadzili się pod Torwarem, a trybuny pozostawały prawie puste. Najgorszy wynik z sezonu 2006/07 to 6500 osób na meczu z Górnikiem Zabrze, czyli o tysiąc lepiej niż minionej jesieni.

Spotkania na naszym stadionie nie miały tym razem żadnej oprawy. To pierwszy taki przypadek od kilku lat. Podobnie jak niewywieszanie flag na meczach u siebie. W przeszłości co prawda zdarzały się pojedyncze tego typu przypadki, ale nigdy jeszcze nie byliśmy świadkami tak bezbarwnej rundy na naszym stadionie. To samo dotyczy dopingu na meczach u siebie. Nie trzeba nawet porównywać dawnych not za wsparcie publiczności. W minionym półroczu, nie licząc kilkuminutowych zrywów, mecze u nas pozbawione były dopingu (nie licząc słabego, nieskoordynowanego śpiewu Krytej).

Naszego stadionu nie omijali kibice drużyn przeciwnych. Średnio było ich 558. Tylko raz sektor gości na naszym stadionie pozostał pusty. Zawiedli fani z Grodziska Wielkopolskiego, którzy w niedzielę nie stawili się pod zegarem. Wyjazdowe zera zaliczyły wszystkie ekipy, z którymi graliśmy w Pucharze Ekstraklasy, ale ta reguła dotyczy wszystkich kibicowskich ekip w kraju. Najskromniej zawitali do nas wodzisławianie - tylko w 9 osób. Choć w przeszłości potrafili pokazać się w dobrych liczbach na obcych obiektach (np. w Kielcach), tym razem piątkowy termin nie przypadł im wyraźnie do gustu. Najliczniej na Łazienkowskiej zawitali kibice Jagiellonii - wykorzystali 1100 z 1200 zamówionych biletów. Niewiele mniej było naszych przyjaciół z Sosnowca. Zawiedli z pewnością widzewiacy, którzy po 4-tysięcznym najeździe na Poznań nie zebrali się nawet w tysiąc osób na prestiżowy wyjazd na Legię. O niedosycie możemy mówić także w przypadku Górnika Zabrze, który anonsował wizytę w 1200 osób. Niestety, zabrzanom na drodze stanęli nasi działacze, którzy nie przyznali Górnikom zamawianej liczby wejściówek, a do Zabrza wysłali ich zaledwie 680. Tak naprawdę na liczne wizytacje obcych ekip na naszym stadionie możemy liczyć dopiero na wiosnę - wtedy podejmować będziemy dobrze jeżdżące ekipy - Lecha, ŁKS, czy Wisłę.

O ile frekwencja widzewiaków nie mogła zrobić na nas wrażenia, to doping łodzian był zdecydowanie najlepszy, biorąc pod uwagę wszystkie ekipy na naszym stadionie. Niewiele gorzej wypadli Górnicy, którzy przez 90 minut głośno wspierali swój zespół. Słabiej niż można się było spodziewać dopingowali Psychofani. Kibice Cracovii i Odry nie prowadzili dopingu.

Wyjazdy



Mimo wielu przeciwności losu, fani Legii ponownie zaliczyli wszystkie wyjazdy, na których planowali się pojawić. Co prawda wyjazd do Kielc był raczej symboliczny, ale trzeba przyznać, że pojawienie się w najlepiej strzeżonej twierdzy pokazało klubowym niedowiarkom, że dla nas nie ma rzeczy niemożliwych. A miłość do Legii jest większa niż wszystkie przeciwności losu. Z pewnością cała runda wyglądałaby lepiej, gdyby nie dwa wyjazdowe zera w Krakowie. Te jednak zostały zaliczone (a właściwie niezaliczone) z premedytacją - w imię wyższych idei, które zrozumieć mogą normalni kibice. Każdy z nas zdaje sobie sprawę z ryzyka, jakie istnieje podczas każdego kolejnego wyjazdu, ale nie godzimy się na wyjaśnianie waśni i sporów w sposób niehonorowy. Co ciekawe byliśmy pierwszą ekipą, która w ten sposób zaprotestowała przeciwko chorym krakowskim klimatom. Inna sprawa, co może zmienić nasza nieobecność w Grodzie Kraka...

W porównaniu z poprzednimi rundami, znacznie spadła nasza średnia wyjazdowa. W dobrej liczbie zaliczyliśmy jedynie stadion ŁKS-u przy Alei Unii Lubelskiej (choć i tak o 300 osób mniej niż w poprzednim sezonie). No i oczywiście Wilno, gdzie liczebnie pokazaliśmy nasz wysoki wyjazdowy potencjał (podobnie jak wcześniej w Wiedniu). Właśnie wydarzenia z Wilna odbijały się nam później czkawką i to one spowodowały niezbyt wysokie liczby na obcych stadionach. Warto jednak pamiętać patrząc na liczby na kolejnych meczach w obcych miastach, że w większości przypadków wyjazdy te nie były w ogóle nagłaśniane, a liczba wejściówek ograniczona. Za udostępnienie nam swoich sektorów należą się słowa uznania dla wszystkich ekip, które gościły nas w minionym półroczu.
Dla tych, którzy lubią egzotyczne wyjazdy, obowiązkową "lekturą" był wypad do Nowego Sącza, gdzie przyszło nam grać w Pucharze Polski. Jak się okazuje w krajowym pucharze będziemy mieli okazję do jeszcze jednej ciekawej eskapady - w kwietniu czeka nas wyjazd do Gdańska.

Pięć wyjazdowych spotkań w minionym półroczu rozegranych zostało w tygodniu (4 razy w piątek i raz we wtorek). Fani Legii jednak tylko czterokrotnie musieli zwalniać się z pracy, bowiem wyjazd na Cracovię został przez nas zbojkotowany. Dwukrotnie przyszło nam podróżować w sobotę (Poznań i Chorzów) i niedzielę (Wilno i Zabrze). Dzień tygodnia nie miał większego znaczenia, jeśli chodzi o naszą frekwencję w obcych miastach. Dobrze potrafiliśmy się pokazać i w piątek (ŁKS), i w sobotę (Polonia Bytom, Poznań) i w niedzielę (Wilno - chodzi o liczbę kibiców). Najlepszym wyjazdem pod względem wywieszonych flag jest bezsprzecznie Wilno, gdzie rozwieszonych zostało 18 płócien na całej długości trybuny. Legijne flagi pojawiły się jeszcze tylko na dwóch spotkaniach - w Zabrzu wywiesiliśmy 9 flag, a w Nowym Sączu trzy. Na pozostałe spotkania nie zabieraliśmy ze sobą barw klubowych, bo ich eksponowanie groziło karami dla goszczących nas kibiców. Na wyjazdach dominowały okolicznościowe transparenty, które powiewały na sektorach w Łodzi, Lubinie i Poznaniu.

Najlepiej pod względem dopingu wypadliśmy na stadionie Sandecji. Tam ściśnięci w niewielkim sektorze dawaliśmy z siebie maksa. Trzeba przyznać, że będąc w mniejszości (w porównaniu z młynem Sandecji) pokazaliśmy klasę - dopingując na najwyższym poziomie. Równie dobrze, lecz mniej słyszalni byliśmy na obiekcie Lecha Poznań. Zaledwie 450-osobowa grupa legionistów potrafiła ryknąć tak, że cała czwarta trybuna reagowała bluzgami w naszą stronę. Nie mieliśmy oczywiście szans przebić się przed doping "Kotła", ten bowiem nie dość, że znacznie liczniejszy, to i oddalony o ponad 100 metrów. Z pewnością w Poznaniu pozostawiliśmy po sobie dobre wrażenie i żałować możemy jedynie, że mecz ten odbył się w takich, a nie innych okolicznościach.

Trochę słabiej wypadliśmy w Łodzi i Lubinie, gdzie nie brakowało dobrych momentów dopingu z naszej strony. Najsłabiej po tym względem zaprezentowaliśmy się w Zabrzu, gdzie nasze wokalne wsparcie oceniliśmy na zaledwie 5 na 10 punktów.
Najlepszy doping na meczu z nami zaprezentowali fani Lecha i Wisły. Jeśli jednak mielibyśmy wybrać tę jedną ekipę, która podczas minionej rundy zaprezentowała się najlepiej, wybór padł by na poznaniaków. Nie dość, że przygotowali ciekawą oprawę, to repertuar ich przyśpiewek nie nawiązywał w żaden sposób do naszego klubu. Ba, Lech wraz z nami skandował zakazane na Łazienkowskiej hasło "Walter - mordo ty moja". Wiślacy w konfrontacji z "Kolejorzem" przegrywają głównie pieśniami antylegijnymi, stanowiącymi znaczną część wiślackiego repertuaru.

Jeśli natomiast chodzi o frekwencję na obiektach gdzie grywała Legia, pierwsze miejsce należy do Lecha. Na Bułgarskiej zgromadziło się 26500 kibiców, a niektóre źródła podawały nawet liczbę przeszło 30 tys. Komplet widzów zasiadł również na stadionie krakowskiej Wisły, ale ze względu na mniejszą pojemność trybun, Wiślacy z tej kategorii, z wynikiem 21 tysięcy, zajęli drugie miejsce. Przyzwoitym wynikiem pochwalić się mogą Górnik Zabrze (14 tysięcy) i Korona Kielce (13672). Na przeciwnym biegunie jest Cracovia, której tylko 4 tysiące kibiców obejrzało mecz z Legią. Jeszcze słabiej wypadł beniaminek z Bytomia (2500), choć tu pewnym usprawiedliwieniem była gra na obcym stadionie. Osiem spotkań ligowych na wyjazdach obejrzało łącznie 101.672 kibiców. Daje to całkiem przyzwoitą średnią – 12.709 osób na mecz.

Osoby, które udały się na wszystkie mecze w minionej rundzie pokonały ponad 3600 kilometrów (w jedną stronę). Ze względu na bojkot PE i dwóch meczów w Krakowie, faktyczny stan licznika jest nieco niższy (2282 km). Średnio przyszło nam jechać ok. 300 kilometrów na spotkanie wyjazdowe. Najdalej, choć i tak bardzo blisko, mieliśmy do Wilna – 390 km. Naszym najdalszym krajowym wyjazdem był Lubin, w którym stawiło się 350 osób. Najlepszy liczebny wynik zanotowaliśmy na najbliższym wyjeździe – na stadion ŁKS-u mamy około 120 kilometrów.

Podsumowanie

Za nami jedna z najgorszych rund, odkąd na naszym stadionie zagościł ruch kibicowski. Nie da się ukryć, że poniekąd... na własne życzenie. Z drugiej strony reakcja klubu była niezrozumiała. O ile nikt nie przeczył, że biegających po wileńskiej murawie należy ukarać, to KP zdecydował się nas wszystkich - obecnych na stadionie Vetry i tych, których tam nie było - skutecznie wyleczyć z kibicowania Legii. Zakaz wyjazdowy obowiązujący wszystkich bez wyjątku kibiców pokazał słabość naszych działaczy. W przeszłości były już różne formy zapewnienia spokoju na wyjazdach - słynne chipy PZPN-u, listy wyjazdowe z trasą przejazdu (wymagane tylko przez KP Legia) oraz monitoring na sektorach. Jak na razie żadna z nich nie jest wystarczająco dobra dla naszego prezesa, który kolejną swoja kadencję marnuje na kłócenie się z kibicami. Właściwie nie na kłócenie, a zwykłe olewanie problemów kibiców. Nikt z nas nie pamięta bowiem prezesa, który miałby takie podejście do fanów - spotkania z kibicami to dla Miklasa olbrzymi problem. Czy olewanie problemu nie obróci się później przeciwko niemu?

Nie dość, że legalnie nie mogliśmy uczestniczyć w spotkaniach wyjazdowych (tego zabraniał nam klub), to jeszcze atmosfera na meczach u siebie przypominała stypę. To jednak tylko i wyłącznie nasz wybór. Z pewnością nikt nie spodziewał się, że Miklas i spółka będą tak długo obstawać przy swoich postanowieniach, a z czasem karać zaczną również ultrasów. Niepokojące jest to, że klub stara się godzić w naszą niezależność, a wolność słowa na Łazienkowskiej nie istnieje. Każdy ruch kibica Legii monitorowany jest lepiej niż system Amisco śledzi poczynania piłkarzy. Hasło nieprzypadające do gustu działaczom wystarczy, aby otrzymać wezwanie na rozmowę wychowawczą z dyrektorem ds. bezpieczeństwa, a następnie bezterminowo pożegnać się z naszym stadionem. Funkcja dyrektora jest zresztą bardzo popularna w znanych europejskich klubach. Tam jednak funkcję tę piastuje osoba mająca poważanie wśród kibiców, do której każdy z bywalców stadionu może mieć pełne zaufanie. Stefan Dziewulski, zdaniem zdecydowanej większości kibiców, nie spełnia tych warunków. Czy KP w końcu zmieni zdanie i usiądzie do rozmów z kibicami? Jeśli nie, runda wiosenna będzie fatalna dla naszego klubu pod wieloma względami. Brak dopingu nie pomoże zawodnikom w gonieniu krakowskiej Wisły (ew. awans do PUEFA), a atmosfera wokół klubu nie zwiększy sprzedaży w klubowym sklepiku. Nie mówiąc już o stratach, jakie klub odczuje po wybudowaniu nowego stadionu. Znalezienie 30 tysięcy kibiców będzie dla ITI nie lada problemem. Teraz, kiedy klub masowo rozdaje bilety za darmo, trudno zapełnić go nawet w połowie. Trzeba być niepoprawnym optymistą, albo wierzyć w to, że nagle ni stąd ni zowąd na Ł3 przyjdą tysiące nowych fanów, chcących spędzić długie godziny w kolejce po Kartę Kibica, a następnie po drogi bilet (takie mają być na nowym stadionie). Pal licho, jeśli piłkarze ogrywać będą wszystkich rywali. Na to na razie się jednak nie zanosi - klub nie zamierza wykładać kasy na poważne transfery.

Niewykluczone, że działacze KP wybiorą najłatwiejszy, ale i najgłupszy sposób na zakończenie (ich zdaniem) konfliktu. Mówi się, że w tym celu chcą nakłonić prezydent Warszawy do zmiany harmonogramu budowy stadionu Legii. Co za tym idzie, już na wiosnę rozpoczęłaby się przebudowa trybuny odkrytej oraz łuków. Jeśli ktokolwiek sądzi, że w ten sposób zwalczy wszelkie legijne patologie, grubo się myli. Nie tędy droga, panowie działacze. Zrozumcie to wreszcie.

Kolejna smutna informacja dla każdego kibica Legii to zakończenie działalności najlepszego tygodnika w Polsce - "Naszej Legii". 10 i pół roku, tydzień po tygodniu, mogliśmy czytać ciekawe, niezależne artykuły dotyczące naszego klubu. Wczoraj po raz pierwszy zabrakło jej w kioskach. Wiadomo już, że ten sam tytuł zacznie niebawem wydawać klub. Będzie to najlepsze miejsce do szerzenia propagandy, wychowywania kibiców według konfidenckich zasad, czy drukowania ulotek przestrzegających przed anarchią i terrorem. Na pewno znajdzie się i miejsce na kącik humorystyczny - relacje z Jaskółki. Działacze KP radują się, bowiem niezależne źródło, w którym można było sobie pozwolić na skrytykowanie ich działań zniknęło.

Już w lutym wyjaśnić się może przyszłość naszego gniazdowego. Wtedy bowiem być może doczekamy się werdyktu w najdłuższej w historii rozprawy dotyczącej odpalenia racy. Nie to jednak zadecyduje o ew. zakończeniu protestu przez kibiców, nie mówiąc już o powrocie opraw meczowych na Łazienkowską. Wciąż bowiem inni ultrasi nie mogą nabywać biletów na mecze, co zgodnie z deklaracją NS, wyklucza "oprawianie" spotkań. Jaki więc będzie 2008 rok dla kibiców Legii? Na chwilę obecną trudno powiedzieć. Wiadomo tylko, że trzeba się mocno postarać... by był on gorszy od drugiego półrocza 2007.

Pierwsza część podsumowania

Wcześniejsze podsumowania:
Podsumowanie rundy wiosennej sezonu 2006/07
Podsumowanie rundy jesiennej sezonu 2006/07
Podsumowanie rundy wiosennej sezonu 2005/06
Podsumowanie rundy jesiennej sezonu 2005/06

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.