fot. Kamil Marciniak / Legionisci.com
REKLAMA

Podsumowanie roku

Słowo na niedzielę: Słowo

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Jeśli 12 miesięcy temu prezes Mioduski cieszył się, że rok dobiega końca, to teraz chyba musi skakać ze szczęścia. To był trudny czas dla klubu i dla niego osobiście. Czas wielkich błędów i zmian. Wygranych i klęsk. A temu wszystkiemu przyglądaliśmy się w kolejnych odcinkach „Słowa”. Były oceny, krytyka, pochwały i przewidywania. Niestety, wiele obaw się spełniło.

1. Komis. Ostrożnie oceniałem cztery pierwsze zimowe transfery do Legii:
„Oczywiście nie są to zawodnicy, którzy powalają na kolana. Eduardo ma 35 lat i od pół roku nie grał, a przez nieco ponad 1,5 roku zdobył 3 bramki. Podobnie Remy, niegrający jeszcze dłużej. W dodatku ten pierwszy i Antolić miewali w przeszłości poważne problemy ze zdrowiem. Najwięcej możemy sobie obiecywać po wydającym się być w dobrej formie Vesoviciu. Warto przy tym pamiętać, że obaj gracze z ligi chorwackiej nigdy nie ruszyli się poza Bałkany i mimo że są w najlepszym piłkarsko wieku, silniejsze od Legii kluby nie wyraziły nimi zainteresowania. Casus Vrdoljaka pokazuje jednak, że tacy gracze mogą się dobrze sprawdzić. Wprawdzie gwarancji nie ma, ale tę dają tylko zawodnicy mający za sobą granie w silniejszych ligach (Ljuboja, Hlousek, Moulin, Vadis)”.
Czas pokazał, że najlepszym z nich jest jednak Remy.

W tekście wskazywałem także, że: „Dobrze też jest, gdy trener bierze zawodników, którym ufa. Cieszy więc, że władze Legii zaufały szkoleniowcowi i jego ludziom. Niemniej historia podobnych przypadków w naszym klubie nakazuje ostrożność w podejściu. Warto przy tym pamiętać, że podstawą zaufania jest kontrola”. Porównywałem też Legię do kupca aut, którego nie stać na pojazdy z salonu i musi szukać w komisie, gdzie wiele zależy od jego operatywności i znajomości realiów.

2. Peron. Analizowałem sytuację polskiego futbolu, który stara się nadrabiać stracony czas względem nie tylko rywali z Zachodu, ale i niemal ze wszystkich stron Europy: „Wydaje się też, że polskie kluby źle wydają pieniądze. Wszystko determinuje wynik sportowy i wbrew zapowiedziom, często nie wybiega się w przyszłość. (…) Wszyscy chcą grać w europejskich pucharach, a już minimum w pierwszej ósemce (czyt. szybko zapewnić sobie utrzymanie). Budujemy od góry, bez podstaw. Tymczasem czołowe kluby z lig ościennych, a nawet, jak mieliśmy okazję się przekonać, z Mołdawii i Kazachstanu, łączą dół z górą. Mają pieniądze więc ściągają niezłych piłkarzy, a przy tym trenują w nowoczesnych ośrodkach treningowych”.

Wtedy jeszcze wydawało mi się, że Legia jest w stanie gonić kluby austriackie, szwajcarskie, czy nawet belgijskie. Wierzyłem też, że Jozak, mimo dużych zastrzeżeń do jego umiejętności trenerskich, jest szkoleniowcem na dłuższy okres:
„Zachód odjechał nam bardzo daleko, a my jako liga, nawet nie tylko nie gonimy, co tracimy dystans. Legia też go traci, choć znacznie wolniej od innych polskich klubów. Natomiast być może mozolnie odrabia względem tych ze Szwajcarii, Belgii, czy Austrii. To jest jednak proces, który wymaga stabilizacji, a nie ciągłych zmian trenerów i koncepcji. Wydaje się, że teraz Romeo Jozak i jego ludzie mają pełne zaufanie prezesa Mioduskiego i dostaną potrzebny czas na reorganizację klubu na swoją modłę. W mojej ocenie bez tego nie zrobimy koniecznego kroku naprzód”.

Życie pokazało, że ani nie gonimy, ani cierpliwość nie jest najmocniejszą stroną prezesa.

3. DNA. Pisałem o kodzie zwycięzców, który zarówno pomaga, jak i przeszkadza:
„Od paru lat przyzwyczailiśmy się, że Legia musi zwyciężać. Dogmatyczne podejście do tematu implikuje kłopoty. Głównie dlatego, że wiąże się to z ciągłą presją wygrywania. Tę mogą znieść tylko doświadczeni i dobrzy zawodnicy, a tacy z kolei są drodzy, jak na polskie możliwości. Blokuje też niemal całkowicie wprowadzanie do drużyny młodzieży. (…) Kolejni trenerzy boją się wystawiać 2-3 młodych w najważniejszych meczach, bo nie są w pełni przekonani do tego, że poradzą sobie w grze pod presją. Nie chcą też naruszać hierarchii w bardzo doświadczonym przecież zespole i promować zawodnika jedynie ze względu na jego wiek. Inną sprawą jest ryzyko trenerów. Zdają sobie oni sprawę, że z reguły mają tylko jedną szansę i każdy pierwszy kryzys w Legii może być dla nich jednocześnie ostatnim, bo nie dostaną szansy wyprowadzenia drużyny na prostą. Tu trzeba wygrywać”. Przy czym w sierpniu okazało się, że Legia ściągnęła trenera, który nie boi się takiego ryzyka.

W tekście niejako nakreśliłem też drogę, którą klub zaczął podążać:
„Trudno oprzeć się przy tym wrażeniu, że wygrywanie odbywa się kosztem pewnej stabilizacji, długofalowości wizji funkcjonowania klubu, choć pamiętać trzeba, że na nie pozwolić sobie mogą tylko te choćby relatywnie bogate. Paradoksalnie brak stabilności dał nam najpiękniejszy okres w historii klubu (…) By zrobić krok naprzód musimy mieć pieniądze. By je mieć potrzeba inwestora, ale jakoś nikt się nie kwapi by wspomóc Legię. Czyli trzeba sprzedawać. Najkorzystniej zaś sprzedaje się młodych, perspektywicznych i ogranych, a takich mamy ostatnio deficyt. Choć powoli to się zmienia. Są Szymański i Niezgoda, doszedł Kwietniewski, wkrótce wróci Majecki, a nadzieje możemy jeszcze pokładać w Turzynieckim”.

Przewidywałem też perturbacje związane ze stawianiem na młodych i przekształceniem drużyny:
„W rzeczywistości koniecznym byłby okres przejściowy i związane z nim trudności, ciągnące za sobą choćby niewypały transferowe i oznaczające problemy w walce o tytuł (być może niejako w takim okresie jesteśmy?). Ale gra wydaje się warta świeczki, tym bardziej, że jako klub nieposiadający inwestora nie bardzo mamy inną drogę. Wydaje się, że taki sposób myślenia reprezentują albo mogą reprezentować władze Legii, choć oczywiście nikt wprost tego nie powie”.

4. Chaos. Jedno z najgłośniejszych „Słów”. Podsumowałem w nim zimowe przygotowania, w trakcie których „Wojskowi” trenowali zadziwiająco lekko, a nadzwyczaj ważną rolę odegrały aspekty marketingowe i związany z nimi bezsensowny wylot na Florydę:
„Pobyt w USA może odbić się niekorzystnie na naszych graczach. Długie podróże, w wyniku których było mniej czasu na pracę, kontuzje kilku piłkarzy już w pierwszym sparingu. Po powrocie dało się nieoficjalnie usłyszeć, że sztab nie do końca był zadowolony z tamtego obozu. Jozak dużo natomiast obiecywał sobie po pobycie w Hiszpanii. Chciał przede wszystkim spokoju i czasu na przygotowania. Na ciężką pracę. Z początku wydawało się, że tak będzie - Legia przez dwa pierwsze dni mocno trenowała dwa razy dziennie. Potem jednak znów zaczęła się tzw. plaża. Sparing, odpoczynek i po jednym treningu dziennie (tylko w ostatni poniedziałek trenowali dwukrotnie). Łącznie tylko przez trzy dni pobytu w Benidormie drużyna ćwiczyła dwa razy dziennie. Trudno więc powiedzieć, by Jozak i jego ludzie efektywnie wykorzystali czas, który dostali”.

Podniosłem zagrożenia, jakie czekają przebudowaną Legię Romeo Jozaka:

„Oczywiście dobrze, że pan Jozak szuka nowych rozwiązań taktycznych, ale bardzo niedobrze, że nie dostrzega oczywistego faktu - nie ma do nich (jeszcze?) odpowiednich wykonawców. By szkoleniowcom zapewnić odpowiedni materiał ludzki, klub wpadł w istny szał zakupów. Ściągnęli już 7 nowych piłkarzy (i wygląda na to, że to jeszcze nie koniec), z czego 6 zagranicznych. (…) każdy z nowych (…), przychodzi tu przecież by występować. A wchodzą do szatni pełnej mistrzów Polski, graczy z dużym doświadczeniem w Europie. Nie wróży to harmonii. (…) Przy czym chorwacka ekipa stawia na zawodników wielozadaniowych. Wybierają takich, którzy w założeniu sprawdzają się na kilku pozycjach. Oby tylko na którejś byli naprawdę dobrzy”.
Dodając do tego odejście dwóch podstawowych pomocników (Moulin, Guilherme) widać było, że Legia stoi przed dużym sportowym wyzwaniem, któremu, jak się okazało, nie sprostał chorwacki trener.

Dostrzegłem przy tym dość nachalne opakowywanie PR transferów kolejnych zawodników: „Do tego kampania promowania nowych piłkarzy była nieco na siłę, co przypominało tzw. "truskawowy zaciąg" z 2010 r. i mrocznych czasów ITI”.

5. Pokora. Po dwóch lutowych zwycięstwach z rzędu nad dolnośląskimi zespołami w Warszawie zapanowała euforia. Niektórzy zapowiadali nawet rozniesienie ligi i kilkunastopunktową przewagę na koniec sezonu. Pisałem:
„Pamiętajmy jednak, że to dopiero początek drogi. Rok temu w Poznaniu mierzono już koronę i szyto królewski płaszcz (…). Biorąc pod uwagę fakt, że sezon jest relatywnie krótki, (…), właśnie długa ławka może okazać się rozstrzygająca (…). Większe problemy może mieć Lech, ale i ich trener nie powinien narzekać na liczbę graczy (bardziej dyskusyjna może jest jakość zmienników na kilku pozycjach). Pozostałe zespoły czołówki (Jagiellonia, Górnik) nie mogą się równać z Legią w tym aspekcie”.

Zalecałem też zachowanie tytułowej pokory:
„Przestrzegam więc przed hurraoptymizmem. Wprawdzie nie uważam, by niemożliwy był scenariusz z 2014 r., gdy kończyliśmy ligę z ogromną przewagą nad Lechem, ale jak na razie wygraliśmy tylko dwa mecze. Trzymajmy się blisko Ziemi. Róbmy swoje i niech piłkarze to robią. Nie pozwólmy im poczuć, że już są mistrzami. Żadne tam "idziemy po swoje". Pamiętajmy, co napisał ś. p. Paweł Zarzeczny w 2001 r. po awansie Polski na Mundial. Za wcześnie na to i teraz. Pokora. Opanowanie”.

6. Rewolucja. Legia już grała źle. Tymczasem trwała kampania wizerunkowa, w której klub chwalił się aż 10 nowo pozyskanymi piłkarzami. Komentowałem:
„Nie wiem, czy to właściwy kierunek. Wolałbym, by chwaliła się wynikami, a te ostatnio są złe. Niemniej 10 transferów do klubu to wydarzenie wyjątkowe. Jak sięgam pamięcią, to nasz klub nigdy nie ściągnął aż tylu piłkarzy zimą. To już nie zapowiadana ewolucja, a prawdziwa rewolucja personalna w szeregach mistrzów Polski”.

Przewidywałem kłopoty z tym związane: „Wszyscy chcą grać, a jak wiadomo miejsc jest tylko 11. Ściąganie tylu piłkarzy szatnia, przecież pełna mistrzów Polski i zawodników ogranych w pucharach, przyjmuje jako votum nieufności względem siebie. Dla nowych, pokroju Eduardo, Remy, czy Mauricio, taki Radović nie jest żadnym autorytetem. Grali już z dużo lepszymi piłkarzami. Mogą więc chcieć postawić na swoim. Brakuje lidera/liderów, którzy spoili by tę drużynę. Widzę tu więc ogromną robotę do wykonania przez Romeo Jozaka i jego sztab. Muszą tak poukładać zespół, by ten nie został rozsadzony przez spory wewnętrzne, a o te nie będzie trudno, zwłaszcza przy napiętej przez ostatnie wyniki i styl gry atmosferze oraz wielokulturowości zawodników”.

Podkreślałem także, że zespół jest nadal źle zbalansowany:
„O ile środek pola i defensywa wydają się być realnie wzmocnione, o tyle w ofensywie, jak pokazują ostatnie dwa mecze, trener ma wąskie pole manewru. Niezgoda i Hamalainen wciąż są chimeryczni, Radović ciągle nie doszedł do pełni sił po kontuzji, problemy z wytrzymaniem całego meczu wydaje się mieć Eduardo, Szymański by błyszczeć potrzebuje wsparcia od lepszych kolegów, Kucharczyk nie bardzo pasuje do koncepcji, a Pasquato chyba stracił resztki zaufania u pana Jozaka, bo nie wstaje z ławki nawet na minutę”.

7. Personifikacja. W kolejnym tekście na tapetę wziąłem Michała Kucharczyka. Pisałem, że „Kuchy” uosabia wszystkie cechy, jakie charakteryzują nasz klub:

„Kucharczyk to Legia, Legia to Kucharczyk. Niedoskonali, choć najlepsi w kraju, a przy tym przecież niedoceniani. Zaliczający wpadki w Europie, choć głównie przecież dający sobie tam radę. „Kuchy” personifikuje Legię, a Legia jego. Może to niedobrze, ale też wcale, jak pokazują ostatnie lata, nie tak źle”. Tekst powstał na tydzień przed kuriozalnym odsunięciem Michała od pierwszego zespołu przez pana Jozaka...

8. Ratunek. Z kolei na 10 dni przed zwolnieniem Chorwata zastanawiałem się, czy i ewentualnie jak można jeszcze uratować tamten sezon:
„Z Jozakiem na ławce ten zespół nie jest w stanie się spiąć, uwierzyć, że obrona tytułu jest możliwa. Może więc nowy trener byłby tym jakże potrzebnym impulsem? Oczywiście nie wiem, czy to coś da, bo zespół jest całkowicie nieprzygotowany fizycznie (w prywatnych rozmowach potwierdzają to inni trenerzy obserwujący Legię), ale jeśli w ogóle rozstać się z RJ, to teraz. W czerwcu bowiem wygasa mu kontrakt i prawdopodobnie umowa nie zostanie przedłużona. Jest to wprawdzie wbrew deklaracjom prezesa Mioduskiego o długofalowym projekcie z Jozakiem za sterem, ale wiadomo, że pan prezes jedno mówi, drugie robi, a pewnie i trzecie myśli (i nie ma w tym nic złego, jeśli to z korzyścią dla Legii). Sam też nie jestem za ciągłymi zmianami trenerów, byłbym nawet w stanie pogodzić się z utratą mistrzostwa, gdybym widział, że Legia jest progresywna, stać ją na awans do grupy LE i na zdominowanie ligi w przyszłym sezonie. Tymczasem drużyna pod wodzą Chorwata nie rozwija się, mimo pozyskania poważnych przecież piłkarzy. Jeśli do zmiany szkoleniowca ma dojść, to lepiej teraz, gdy jest jeszcze nadzieja na powodzenie i obronę tytułu”.

Przewidywałem przy tym błędnie, że prezes Mioduski zwolni Jozaka już po półfinałowym meczu pucharu Polski w Zabrzu. Przypuszczałem także, że to na Chorwata zrzuci odpowiedzialność za niepowodzenia: „Pan Dariusz Mioduski od dawna nie zabiera głosu na Twitterze, nie wypowiada się w mediach. Zniknął. Czuję więc, że szykuje się do zwrotu akcji. (…) Zakładam więc, że będzie chciał odegrać rolę tego dobrego, co robi wszystko, by naprawić błędy innych. Na tym od początku opiera się PR prezesa – odsuwanie odpowiedzialności. Tymczasem to prezes i pion sportowy odpowiadają za nietrafione transfery z lata i zimy. W tym czasie pozyskaliśmy 15 piłkarzy, spośród których błyszczy tylko Remy, a kilku okazało się całkowitymi niewypałami (pamiętacie jeszcze o Hildeberto?) i już ich w klubie nie ma”.

Czas pokazał, że prezes zrzucanie winy na innych ma opanowane do perfekcji, o czym też było w kolejnych odcinkach „Słowa”.

9. Nieufność. Oczywiście Mioduski wyrzucił Jozaka. Kadencję Chorwata podsumowałem tak:
„Nie wiedział jaki ma być dla piłkarzy, a trener po prostu musi być sobą. Każdy fałsz, nieszczerość podopieczni wychwycą i obrócą przeciw niemu, zupełnie jak uczniowie. (…) Jozak nawet nie tyle stracił kontrolę nad szatnią, co nigdy jej nie miał. Piłkarze najpierw mu się przyglądali, a potem szybko się na nim zawiedli. Nawet przeprosiny, na które trenera stać było po słowach wypowiedzianych w Poznaniu, nie zdały się na wiele. Nieufność pozostała. I ta nieufność to znak rozpoznawczy kadencji Jozaka. Nie sposób było uwierzyć, że to się może powieść, bo nie było ku temu żadnych racjonalnych przesłanek, choć klub pr-ową paplaniną próbował zamieszać kibicom w głowach, a prezes Mioduski nadal próbuje. W projekt z Jozakiem nie uwierzyli też piłkarze”.

Równocześnie zastanawiałem się, czy zawodnicy zaufają Klafuriciowi i co nas czeka z nim na ławce: „Wierzę w progres, może nie zbyt duży, ale jednak. Nawet źle przygotowani zawodnicy będą prezentować się lepiej bez nielubianego szefa. Nowy trener ma też o tyle dobrze, że nikt nie wymaga od niego cudów. Ma cele do zrealizowania i nieważne jak tego dokona. Może grać z kontry, może wygrać puchar po karnych. Liczy się wyłącznie wynik”.

10. Prowokacja. Tekst traktował o wówczas jeszcze potencjalnej możliwości odwołania dekoracji mistrzowskimi medalami piłkarzy Legii w Poznaniu. Lech poprosił o to Ekstraklasę: „Lech (…) nie gwarantuje bezpiecznego przebiegu imprezy masowej, czyli nie potrafi jej zapewnić, w związku z tym wnioskuje do organizatora rozgrywek, by ten poszedł im na rękę i ich niekompetencję przykrył bezprecedensową decyzją, by mistrzom Polski nie wręczać medali, bo to może zdenerwować lokalnych kibiców, a ci mogą naruszać prawo”.

Zastanawiałem się: „Co to w ogóle znaczy „prowokować”? Czy normalne, niejako tradycyjne zachowanie w postaci (ewentualnego) wręczenia medali mistrzom można w ogóle uznać za prowokację? Idąc tym tokiem myślenia jest już prosta droga, by uznać, że nie powinno wpuszczać się kibiców gości, bo przecież swoim zachowaniem i przyśpiewkami prowokują fanów gospodarzy, a przecież cieszący się ze zdobytej bramki piłkarze również mogą „prowokować” wrażliwą poznańską społeczność. Ba, czyż oczywistą prowokacją nie jest sama gra w strojach z emblematami znienawidzonego rywala? A cóż jeśli to sędzia swą decyzją „sprowokuje” tłum? Czy Lech wystąpi do PZPN, by grać bez arbitrów? A może na mocy przepisów ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych powinno ukarać się Legię i Ekstraklasę za „prowokowanie” (art. 61 ustawy)?”.

11. Wdzięczność. W tekście podziękowałem Deanowi Klafuriciowi za uratowanie Legii i zdobycie podwójnej korony. Wprawdzie w mojej ocenie, opartej na informacjach z drużyny, sukces ten należy przede wszystkim przypisać zawodnikom, którzy w ostatnim momencie sezonu zjednoczyli się i skupili na osiągnięciu celów, to jednak „chorwacka opcja oszczędnościowa”, bo tak należy postrzegać oddanie drużyny „Klafowi”, wypaliła. Jak to się stało? „Często by być dobrym trenerem, nie trzeba być wybitnym fachowcem. Potrzeba szczęścia, zbiegu okoliczności. Nade wszystko jednak bywa, że wystarczy być mądrym człowiekiem. Takim, który jest otwarty na rady innych, nie stawia siebie na pierwszym miejscu, nie robi z siebie wszechwiedzącego (o, wypisz wymaluj Jozak). Nie wiem jaki naprawdę jest DK, ale wydaje się, że na tyle jest inteligentny, by korzystać z pomocy swoich współpracowników i podopiecznych. Postawił na interakcje, na dialog. Tym kupił piłkarzy i sztabowców”.

Mimo tego do głowy mi wówczas nie przyszło, że ten szkoleniowiec może zostać w Legii na dłużej. Niestety został.

12. Prowizorka. Kolejny z tekstów, który odbił się szerokim echem. Dean Klafurić bowiem pozostał na stanowisku trenera „Wojskowych”, co od początku uważałem za błąd i przewidywałem komplikacje:
„Czy uda mu się osiągnąć kolejne sukcesy z drużyną? Próżno szukać ku temu racjonalnie przekonywających przesłanek. Jedyną wizytówką szkoleniowca jest bowiem mistrzostwo i Puchar Polski zdobyte w dość niecodziennych okolicznościach. Nadzieje możemy pokładać w dobrych relacjach z drużyną, ale kto to wie jak jest naprawdę? I jak będzie, gdy przyjdą pierwsze niepowodzenia? A przecież przyjść muszą. Trudno powiedzieć, czy na samej sympatii do trenera można budować zespół. I czy jest w stanie go przygotować tak, by połączyć grę w lidze z występami w pucharach. Zresztą, jakby tego ruchu nie tłumaczyć, to i tak trudno oprzeć się uczuciu tymczasowości. Niby jest, ale wcale nie zdziwimy się jakby za chwilę go już nie było. To nie daje komfortu współpracy”.

Wyrażałem przy tym obawy o przyszłość klubu: „Zatrudniani są ludzie bez doświadczenia, niezweryfikowani, wyciągani z chorwackiego kapelusza. Oczywiście, może się okazać, że prezes Mioduski i dyrektor Kepcija to nieszablonowi wizjonerzy i trener Klafurić okaże się tym wyczekiwanym na lata. Jednak podobnie jak w przypadku Jozaka, opiera się to wyłącznie na wierze. Nie wygląda to profesjonalnie, ba, mówiąc otwarcie jest po prostu prowizorką i budzi realne obawy o przyszłość klubu. Kolejny brak awansu do fazy grupowej na koncie Dariusza Mioduskiego byłby trudny do zaakceptowania, a już od strony finansowej byłby prawdziwą katastrofą”.

13. Transfery. W dniu otwarcia okienka transferowego oceniłem piłkarzy sprowadzonych do klubu latem 2017 i zimą 2018 r. Wnioski były następujące:
„W mojej ocenie transfery z ostatnich 12 miesięcy nie wyszły dobrze, ale część z nowych zawodników rokuje na przyszłość i odpowiednio przygotowani (nie jak zimą) może stanowić o sile Legii nie tylko w lidze, ale i w europejskich pucharach. (…) Po rewolucji personalnej znaleźliśmy się na poziomie, na którym byliśmy 3-4 lata temu. Wtedy też przychodzili piłkarze na podobnym poziomie. Pamiętać też musimy, że ta kadra wciąż jest zaawansowana wiekowo i trudno założyć, że dotychczasowi boiskowi liderzy, może poza Malarzem, nadal nimi będą, zwłaszcza w rozgrywkach pucharowych. W obecnym zestawieniu personalnym, mając na uwadze problemy zdrowotne Niezgody i taktyczne kombinacje trenera Klafuricia, szykowałbym się na trudne sportowo lato. Podsumowując, Legia musi lepiej sobie radzić na zakupach, wyszukiwać prawdziwe okazje, by móc choćby myśleć o Lidze Mistrzów i nie drżeć o Ligę Europy. Może potrzeba zmian w grupie doradzających fachowców?”.

14. System. Jeszcze przed dwumeczem ze Spartakiem Trnava wziąłem w obronę trenera Klafuricia, którego już wówczas chciano zwalniać z powodów słabej gry: „Nie byłem entuzjastą przedłużania umowy z Klafuriciem. Nie uważam, by był to trener na miarę Legii. Jednak jeśli władze klubu mu zaufały, to musiały mieć ku temu jakieś powody. Skoro więc już tu z nami jest, to uważam, że i my powinniśmy mu choć trochę zaufać. Choćby trochę. Na razie przegrał 2 średnioważne mecze, ale bez większych problemów awansował w eliminacjach Ligi Mistrzów, a to obecnie najważniejsze”.

Najwięcej wówczas mówiło się o przejściu Legii na ustawienie 1-3-5-2. Próbowałem to i zrozumieć, i wyjaśnić:
„Oczywiście z jednej strony możemy się zżymać, że szkoleniowiec na siłę próbuje 1-3-5-2, a z drugiej chyba każdy myślący legionista chciałby, by Legia zdywersyfikowała grę. By była gotowa na różne boiskowe sytuacje. I wydaje się, że nowe ustawienie powinno być jednym z dwóch, jakie nasz zespół może stosować. Nie wyobrażam sobie, by trener zupełnie porzucił 1-4-2-3-1 i zawziął się na system z trójką z tyłu. Czemu więc tak uparcie go stosuje? Wierzę, że wynika to niejako z konieczności. By dobrze przyswoić nowe ustawienie trzeba czasu, ogrania piłkarzy, wdrożenia pewnych automatyzmów w ich zachowaniach, a same sparingi do tego nie wystarczą. Być może więc Klafurić jest konsekwentny w swym postanowieniu, po to by zawodnicy jak najlepiej przyswoili schematy, nawet kosztem ewentualnych wpadek na początku długiego sezonu?”.

Całość zaś podsumowałem następująco: „A wiecie co jest najgorsze? Klafurić może zapłacić głową za wdrażanie nowego systemu, w międzyczasie zespół się do niego przyzwyczai, oswoi, a potem pojawi się zbawca w postaci Nawałki. Oczywiście cały na biało. I na gotowe”.

Okazało się, że tym razem wszystko poszło odwrotnie niż się spodziewałem. Klafurić się kompletnie pogubił, wprowadził chaos w zespole i mieli rację ci, którzy już wówczas atakowali go za absurdalne decyzje taktyczne i personalne. Po drugie zaś, mimo zaawansowanych rozmów, Nawałka w końcu nie trafił na Łazienkowską.

15. Podsumowanie. Dwa tygodnie później Klafuricia już nie było, a Legia przegrała u siebie z luksemburskim Dudelange 1-2. Po czymś takim przyszła pora na pierwsze podsumowanie rządów prezesa w Legii, z którym trudno było mi sympatyzować:
"(…) bo zawsze pozował na tego najmądrzejszego, wszechwiedzącego. On wymyślił przeniesienie do Warszawy Dinama Zagrzeb, choć ludzie, których ściągnął nie cieszyli się żadną renomą w Chorwacji, ba, byli, jak Jozak, raczej wyśmiewani. To on powierzył drużynę facetowi od piłki nożnej kobiet i pozwolił, by kręciły się przy niej typy powiązane z Mamiciem. Prezes wiedział lepiej. I nigdy nie poczuwał się do winy. Zawsze obarczał nią tych innych (…). Szczytem wszystkiego były jednak ostatnie wydarzenia. Zwolnienie Jozaka, przedłużenie umowy z Klafuriciem, brak alternatywy i koncepcji jaka ta Legia ma być. Fiasko negocjacji z kilkoma kandydatami, w tym z tym wyśnionym – Nawałką. (…) Wszystko zaś pod okiem nieudolnego dyrektora technicznego, również wynalazku prezesa, Kepciji i poczciwego szwajcarskiego doradcy. Swoją drogą, czy dr Heusler tak źle doradza prezesowi, czy to on nie słucha i robi po swojemu, że w takim bagnie jesteśmy? Miał być FC Basel, a mamy FC Bajzel. Mówiąc jednak całkowicie serio: nie wyobrażam sobie, by Kepcjija miał pozostać na stanowisku. To on, poza Mioduskim, jest głównym winowajcą obecnej degrengolady sportowej i hucpy z trenerami. Musi odejść czym prędzej, co przy okazji będzie oznaczało definitywny koniec absurdalnego pomysłu na chorwacką Legię”.

16. Róg. Tekst był o zapędzeniu się w kozi róg w kilku aspektach. I o przyszłości klubu, który miał wówczas trzy drogi: dokapitalizowanie go z środków własnych właściciela (pożyczki od Mioduskiego), oddanie wierzycielom części udziałów lub znalezienie inwestora. Oczywiście najbardziej realne było pierwsze rozwiązanie i to ono zostało wdrożone, zresztą, jak świadczą sprawozdania finansowe, stosowane było już wcześniej. Pozwoliłem sobie także na osobistą refleksję:
„Legia jest jedna. Nieważne kto jest prezesem. To nasz klub. Podział na jakieś „teamy” został wprowadzony sztucznie. Wszystko przecież weryfikuje życie, czyli wyniki. To również mój klub. Krytykuję, wysyłam ostrzeżenia, przekazuję sugestie, bo mi zależy na tym by się rozwijał i w efekcie osiągał sukcesy, bo mnie one po prostu cieszą. Legia z lat 2013-2017 była mi najbliższą głównie dlatego, że staliśmy się prawdziwą potęgą na miarę naszych możliwości. Wtedy wydawało się, że możemy iść tylko wyżej (…). Ale mimo tego marudziliśmy, narzekaliśmy, krytykowaliśmy, bo wiele rzeczy nam się słusznie nie podobało. Nikt nie wpadłby na to, że 1,5 roku później rąbniemy o europejskie dno. Dudelange to największa pucharowa klęska w historii Legii. Odpowiada za nią jeden człowiek, który własnymi działaniami zapędził siebie i klub w kozi róg. Właśnie do niego mam pretensje”.

17. Faworyt. Po zamknięciu okienka transferowego, w trakcie którego nikt znaczący z Legii nie odszedł, pisałem, że to nasz klub pozostaje głównym faworytem do mistrzostwa. Przedstawiłem też moje przypuszczenia dotyczące historii niedoszłego transferu Szymańskiego do Moskwy:
„CSKA ostatecznie wybrał Islandczyka Sigurdssona, równolatka Szymańskiego, występującego na podobnej pozycji i zapłaciło ok. 4 mln euro. Informacja o porozumieniu z zawodnikiem i jego klubem pojawiła się w środę 29 sierpnia, czyli dzień po tym, jak Legia ogłosiła, po obdzwonieniu dziennikarzy, że zerwała negocjacje. Ciąg zdarzeń każe domniemywać, że Rosjanie prowadzili rozmowy dwutorowo i mając do wyboru podobnych piłkarzy, wybrali po prostu tańszego. Niewykluczone przy tym, że ludzie z Moskwy chcieli wykorzystać trudną sytuację finansową, w której znajduje się mistrz Polski i dlatego mocno starali się zbić z ceny. Biorąc pod uwagę ile zwykle płacą za transfery i ile dali za Islandczyka, właściwie nie sposób uwierzyć, że byliby skłonni spełnić warszawskie oczekiwania. Mając wybór zdecydowali się na tańszą, a niekoniecznie gorszą opcję. Możliwe, że byliby skłonni kupić Szymańskiego, ale przy sztywnym stanowisku Legii można zakładać właściwie brak szans na porozumienie”.

Dziś Sigurdsson ma na koncie piętnaście meczów w CSKA, z czego sześć w Lidze Mistrzów (cztery w wyjściowym składzie), w której strzelił dwa gole i zaliczył asystę. Podobne liczby ma Szymański, z tym że wyłącznie w polskich rozgrywkach.

Podnosiłem przy tym, że: „(…) Szymański i Niezgoda to ostatnie nasze „perełki”, bo już chyba nikt nie wierzy w gwiazdę Nagya, na których teoretycznie można nieźle (bo już chyba nie dużo) zarobić, w co wydaje się wierzyć prezes i właściciel. Jednocześnie, to zawodnicy zapewniający zdrową równowagę wiekową w zespole. Są właściwie jedynymi młodymi, polskimi graczami ofensywy, którzy mogą myśleć o miejscu w I składzie. Następców nie widać”.
Nie tylko więc nie doceniłem Majeckiego, ale i pomyliłem się w ocenie Nagya, który teraz jest pierwszym do sprzedaży.

18. Oczko. Tekst traktuje o swoistym paradoksie: przyparta do finansowej ściany Legia wdrożyła program oszczędnościowy, zwalniając specjalistów z Akademii, a jednocześnie zakontraktowała 28- letniego Andre Martinsa. Sprawę podsumowałem wówczas:
„Zwolnienie zaś kierownika drużyn juniorskich, psychologa, analityka i dietetyka sprawi, że te role będą musieli przejąć trenerzy. Czyli zamiast profesjonalnego podziału obowiązków będzie kolejna prowizorka. I w to w najbardziej rozwojowym segmencie klubu. Smuci, że oszczędza się na tych, którzy nic nie zawinili. To przecież nie oni dwa razy z rzędu odpadli z niepoważnymi drużynami w eliminacjach europejskich pucharów. I to nie oni podjęli w ostatnim roku decyzje o ściągnięciu do klubu grupy Chorwatów, z Jozakiem na czele, a także wynalazków pokroju Hildeberto, Sadiku, Pasquato, Eduardo, Iloskiego, czy Mauricio albo oddaniu za darmo czołowego obrońcy ligi Dąbrowskiego. Jeśli prezes szuka oszczędności to powinien zacząć od góry, ot choćby ściąć pensje członkom zarządu i mniej wydawać na nieudolnych PR-owców, rzadziej zwalniać trenerów, a w związku z tym nie wypłacać im dużych odpraw. No i w obecnej sytuacji nie wyrzucać kasy na tworzenie Legia TV. Obstawiam zaoszczędzenie dużo większych sum od tych 240 tys. zł rocznie”.

19. Prawda. Poruszyłem kwestie poziomu polskiej piłki oraz oderwania od rzeczywistości czołowych światowych klubów i piłkarzy:
„Futbol oglądam od niemal 30 lat. Najpierw reprezentacyjny, potem też klubowy, a był moment, że oglądałem wszystko co tylko mogłem. Niby to prosta gra, ale właściwie od czasu, gdy zacząłem się nią interesować, bardzo się sprofesjonalizowała. Na wysokim poziomie stała się dużo trudniejsza, wymagająca. Więcej jest taktyki, elektroniki, badań, pomiarów, przygotowań. Gra się nieporównywalnie szybciej niż choćby dwie dekady temu. Opracowuje się zawodowe siatki skautów, wyszukujących zawodników na całym świecie, buduje nowoczesne akademie, laboratoria piłkarskie, gdzie hoduje się zawodników. Mocniej, szybciej, lepiej i … drożej”.

A przecież piłka nożna to gra błędów. I jakoś tak bliższa mi jest ta, w której zawodnicy są bardziej ludzcy:
„W Polsce podania nie są tak dokładne, strzały celne, a piłkarze tak szybcy i wytrzymali. (…) Tutaj zagrania częściej nie wychodzą, a taktyka nie wypala. To tu widać, że to co wydaje się takie łatwe w wykonaniu Hazarda, jest przecież trudne do wykonania dla każdego z nas i bliższego nam przykładowego Kucharczyka. On, i jemu podobni zawodnicy, nie są bezglutenowymi tworami, żyjącymi jak maszyny. Oni nawet nie próbują udawać lepszych niż są. Są prawdziwi z tymi swoimi ograniczeniami i słabościami. Jesteśmy już tak daleko w tyle, że nigdy nie dogonimy czołówki. Możemy więc dalej się okłamywać, jak to się rozwijamy, zamazywać rzeczywistość błyskotkami. Możemy też przyjąć, że to u nas jest prawdziwa piłka i ją zaakceptować zamiast nią pogardzać”.

20. Debata. Czyli zlot kosmitów przy Łazienkowskiej – swoje pomysły na sport w Warszawie przedstawili kandydaci na prezydenta naszego miasta:
„Zobaczyliśmy, jak bardzo politycy są oderwani od rzeczywistości, jak wiele mają do powiedzenia w sprawach, o których nie mają pojęcia, jak bardzo nie rozumieją problemów warszawskiego sportu i relacji ratusz – Legia. Pletli trzy po trzy, obiecywali mistrzostwo świata, współfinansowanie przez miasto zakupu nowych piłkarzy, właściwie wszystko co im ślina na język przyniosła. (...) Moim zdaniem wyjścia są dwa: albo są naprawdę całkowicie niekompetentni w kwestiach, w których zabierali głos, albo z premedytacją opowiadali te bzdury na potrzeby kampanii, w myśl znanego i stosowanego przez wszystkie polityczne ugrupowania hasła „Ciemny lud wszystko kupi”. "

Trzeba przy tym podkreślić mądre zachowanie Legii: „Klub tym razem mądrze to rozegrał. Został współorganizatorem debaty, zaprosił gości do siebie i na własnym terenie, z jednym z moderatorów kibicującym „Wojskowym”, doprowadził do zajęcia przez kandydatów stanowiska. Nieważne na ile było ono mądre, grunt, że w przyszłości będzie można wyciągnąć te korzystne dla klubu i domagać się realizacji obietnic. Będzie przy tym miała wsparcie nie tylko własnych kibiców, ale i opinii publicznej, zwłaszcza z tej strony, która przegra. Klasyczny przypadek win – win”.

21. Rok. Podsumowałem rok, jaki minął od zwolnienia Jacka Magiery i zatrudnienia Romeo Jozaka. I po tych trudnych miesiącach wreszcie pojawiło się światełko w tunelu: Sa Pinto. Pisałem:
„Nie przeceniam Portugalczyka. Przyglądam mu się na razie. Zresztą jego trenerskie umiejętności zweryfikują wyniki, przede wszystkim w europejskich pucharach. Piszę o tym, co widzę. A widzę, że jest właśnie TRENEREM, a nie wynalazkiem. Sądzę tak, bo nie tylko potrafi zdiagnozować problemy drużyny, ale i próbuje z coraz lepszym skutkiem im zaradzić. Nie boi się, w tym niepopularnych decyzji, bije z niego pewność siebie, na razie wygląda na to, że dobrze radzi sobie z zarządzaniem szeroką kadrą. Bez sentymentów odstawia graczy, którzy mu nie pasują (z czym nie zawsze się zgadzam, ale to nie ma znaczenia, liczy się efekt końcowy). Kombinuje, przestawia, ustawia. Widać, że żyje drużyną, jest z nią. Ma sporo czasu, bo nie dość, że grają raz na tydzień, to ma do dyspozycji już drugą przerwę reprezentacyjną. Jest przy tym pragmatykiem, widzi jaki ma materiał ludzki i stara się go w pełni wykorzystać”.

22. Dziady. To też był popularny tekst. Legia została objęta finansowym nadzorem przez komisję licencyjną PZPN. Po raz pierwszy wprost zostały wskazane problemy klubu:
„To już nie są nieweryfikowalne długi, ale kwestie, którymi zainteresowała się Komisja Licencyjna PZPN. W klubie oczywiście wiedzieli, że do tego dojdzie i dlatego przed tygodniem członek zarządu Łukasz Sekuła przyznał się do 40 milionowej dziury budżetowej, a także obiecał, że właściciel i prezes dorzuci 20-30 mln z prywatnych środków. Wszystko po to, by kibice nie zostali szokująco zaskoczeni. W sumie więc sprawy potoczyły się dokładnie tak, jak przewidywaliśmy w sierpniu -> nie znaleźliśmy inwestora, a Mioduski zaczął wykładać swoje pieniądze. Oczywiście nie da ich, tylko pożyczy i będzie oczekiwał zwrotu, gdy znajdą się pieniądze z awansu np. do Ligi Europy albo sprzedaży przykładowego Szymańskiego”.

Starałem się więc wskazać, co to może dla nas oznaczać w praktyce: „Przypuszczalnie czeka nas więc kolejna przebudowa, która może zacznie się już w zimie (z częścią piłkarzy uda się rozwiązać umowy za porozumieniem stron albo wypożyczyć). Od strony finansowej zejście z kontraktów pozwoli wydać klubowi mniej może nawet o ok. 16 mln zł., a jeśli udałoby się sprzedać Szymańskiego za realną wartość (4-5 mln euro), to może i dziura budżetowa zostałaby w dużej mierze zasypana (…) Obrana ścieżka transferowa wskazuje więc, że możemy spodziewać się kolejnego uszczerbku na jakości sprowadzanych zawodników. (…) Racjonalnie oceniając trudno więc liczyć, że obniżająca jakość Legia będzie w stanie awansować choćby do Ligi Europy”.

23. Dom. To pokłosie wywiadu, jakiego udzielił nam Carlitos, który przyznał, że dla niego nie ma znaczenia, czy gra na swoim stadionie, czy na obcym, bo futbol to wszędzie taka sama gra. Wnioski zaś postawiłem następujące:
„Nie jest łatwo lekko żyć i być najlepszą drużyną w Polsce. Tyle że jeszcze trudniej być tą słabszą. Futbol wszędzie jest taki sam. To w sumie prosta gra, do której sami dorabiamy ideologię i pozwalamy to samo robić zawodnikom, trenerom i prezesom. Łatwo kupujemy wytłumaczenia, zwłaszcza, gdy chodzi o naszą ukochaną drużynę. Wszystko zaś sprowadza się do tego, kto lepiej gra w piłkę (gra – ma wyższe umiejętności, jest odpowiednio zmotywowany i przygotowany fizycznie), a nie gdzie to robi”.

24. Młodzież. Tekst powstał, gdy zewsząd płynęły zachwyty nad spadkiem średniej wieku w drużynie Legii do 25,8. Tymczasem „Wojskowi” w czasach swych ostatnich pucharowych sukcesów mieli przeciętną 27,9, co wydawało się optymalne do rywalizacji w Europie, gdzie liczą się nie tylko umiejętności i forma, ale także doświadczenie:
„A teraz? Teraz, po okresie, gdy drużyna znacząco się nam zestarzała, następuje przechył w drugą stronę. Z powodu problemów finansowych wynikających z nieporadności zarządzających klubem (m. in. brak inwestora, sponsora tytularnego stadionu, klęski w europejskich pucharach), które doraźnie się rozwiązuje z prywatnych środków właściciela, Legia wygląda tak, jakby zmierzała w kierunku formuły przyjętej przez Lecha, czy Jagiellonię. Wyszkolić lub tanio kupić i czym prędzej sprzedać, bez oglądania się na wyniki w Europie i rozwój zawodników. Liczy się tylko to, by jakoś przetrwać”.

Przy czym: „Oczywiście zawsze to przyjemnie obejrzeć Legię młodymi stojącą, ale pamiętajmy, że młodość ma swoje prawa. Wśród nich są wahania formy. Młodzieżowcy nie dają żadnych gwarancji, że w najważniejszych meczach ligowych i pucharowych będzie można na nich liczyć. Wówczas bowiem często kluczową rolę odgrywa doświadczenie. Legii potrzebni są kolejni gracze pokroju Andre Martinsa, Remy`ego, czy Cafu – w kwiecie wieku, ograni w silniejszych ligach, czy pucharach, podobni do tych z czasów gry w Lidze Mistrzów. Liczę, że zimą 2-3 takich trafi pod skrzydła trenera Sa Pinto. Przy wyborze trzeba jednak być bardzo ostrożnym, co udowodniają ostatnie okienka transferowe”.

Na koniec zaś wyraziłem swoje obawy, co do przyszłości klubu przy stosowaniu polityki „hodowania” młodzieżowców na sprzedaż: „Szymański, Majecki, Nagy, Wieteska, Kulenović, choć chcielibyśmy, to oni nie mają stanowić o sile zespołu. W Legii raczej już liczy się pieniądze z ich sprzedaży. (…) W zaistniałej sytuacji trzeba tak po prostu zrobić. Tylko do czego nas to doprowadzi? Obawiam się, że to co się nam oferuje jest prostą drogą do bylejakości”.

25. Lepiej. Ten tekst jeszcze nie powstał. Ale jestem przekonany, że napiszę go już wkrótce.

Wszystkiego najlepszego w 2019 r.!

Autor: Jakub Majewski “Qbas”
Twitter: QbasLL
Kątem Oka na FB

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.