fot. Dariusz Chojnacki
REKLAMA

(Ponad) Pięćdziesiąt lat minęło... Odcinek 16.

Łukasz Jabłoński

Niewiele brakowało, a w maju 1970 roku piłkarze Legii Warszawa zagraliby w finale Pucharu Europy przeciwko Celtic Glasgow. Jednakże to zawodnicy holenderskiego Feyenoordu Rotterdam wykorzystali swoją szansę na zdobycie najcenniejszego trofeum w europejskim futbolu. Legioniści zdołali za to obronić miano najlepszego zespołu w kraju. Dzięki temu mogli po raz drugi z rzędu wziąć udział w kampanii przeznaczonej dla ówczesnych mistrzów europejskich lig. Czy wśród piłkarzy „wojskowych” pojawiły się myśli, że poprawią swoje osiągnięcie i tym razem to oni wyjdą na murawę Wembley, aby zdobyć Puchar Mistrzów, który był już tak blisko, a jednak, jak się okazało, tak daleko? W pierwszej rundzie legioniści rozprawili się z IFK Göteborg, wygrywając w dwumeczu 6:1. Tymczasem obrońca trofeum, Feyenoord Rotterdam, odpadł przedwcześnie z rozgrywek i tron najlepszej drużyny w Europie opustoszał. Natomiast następny rywal warszawian okazał się o wiele trudniejszy…

Odcinek 1. - Jak wyglądały dawniej rozgrywki pucharowe?
Odcinek 2. - Wyprawa do Aradu
Odcinek 3. - Kanonada
Odcinek 4. - Nieoceniona pomoc Dygata
Odcinek 5. - Kazimierz. Piłkarz, który został „Generałem”
Odcinek 6. - „Transakcja” potyczek Legii z „Galatą”
Odcinek 7. - Remis nad Bosforem na wagę złota
Odcinek 8. - Druga młodość „Kiciego”
Odcinek 9. - Bezbramkowy niedosyt
Odcinek 10. - „Przyłapani” na dewizach
Odcinek 11. - Koniec pucharowej kariery w Rotterdamie
Odcinek 12. - Epilog, czyli Puchar Europy dla Holendrów, a w Warszawie mistrzostwo „nagrodą pocieszenia”
Odcinek 13. - Do boju Legio marsz, czyli IFK Göteborg na pierwszy ogień
Odcinek 14. - I cóż, „wojskowi” koncertowo zagrali w Szwecji...
Odcinek 15. - Wojskowi bombardierzy mieli w Warszawie trudniejszą przeprawę z IFK

Cz. 16. Puchar Miast Targowych.

Tuż po drugim meczu z IFK „wojskowi” udali się do Szczecina na mecz z Pogonią. Wyprawa okazała się równie udana, jak do Skandynawii, ponieważ po trzech trafieniach Małkiewicza i jednym Trzaskowskiego pokonali „portowców” 4:0. Wszystkie bramki padły w drugiej połowie, co pokazuje, iż w tamtym okresie skuteczność warszawian w spotkaniach wyjazdowych stała na wysokim poziomie. Warszawianie oczekiwali z ciekawością, jakiego przeciwnika przydzieli im los w sali konferencyjnej hotelu Caransa w Amsterdamie. Zestaw potencjalnych rywali był zróżnicowany, wśród nich znalazł się znany legionistom UT Arad, czy też potentaci z Wysp Brytyjskich: Celtic i Everton. Tym razem podczas losowania nie było drużyn rozstawionych. Nie było już możliwości trafienia na zespoły Feyenoord i Saint-Étienne, które zostały wyeliminowane. 6 października 1970 r. okazało się, że zmierzą się z mistrzem Belgii – Standardem Liège. W pierwszej rundzie klub ten wyeliminował norweski Rosenborg Trondheim, wygrywając 7:0 w dwumeczu (2:0 na wyjeździe i 5:0 u siebie). Natomiast w poprzedniej edycji doszedł do ćwierćfinału, eliminując albański 17. Nëntori Tirana oraz słynny Real Madryt. Dopiero Leeds United okazał się zbyt silny. Co ciekawe, losowanie par przeprowadził wiceprezydent UEFA, Belg José Crahay. Po ogłoszeniu zestawienia Standard – Legia na sali zrobiło się głośno, gdyż belgijscy dziennikarze z zadowoleniem przyjęli takie rozstrzygnięcie. Według wiceprezesa i sekretarza generalnego „wojskowych” Edwarda Potorejki taki wynik losowania nie był najgorszy, a przy tym na łamach „Przeglądu Sportowego” (nr 121 z 1970 r.) dodał: Dobrze, też się stało, że pierwszy mecz gramy w Belgii. Standard Liège znam dość dobrze. Przed kilku laty graliśmy z tą drużyną w Belgii, a ja byłem wówczas kierownikiem ekipy legionistów. Standard zajmował wtedy pierwsze miejsce w lidze belgijskiej, a Legia pokonała go po zaciętym pojedynku 4:3 (chodzi o mecz z 09.08.1961 r., który został rozegrany w Warszawie – przyp. aut.). W tydzień później Standard rozegrał spotkanie z Realem Madryt, wywalczając remisowy wynik 1:1 (w sezonie 1961/62 doszedł do półfinału Pucharu Europy, ale odpadł z ekipą „królewskich”, przegrywając 0:4 na wyjeździe i 0:2 u siebie – przyp. aut.). To było wprawdzie kilka lat temu, ale nie przypuszczam, by do tego czasu piłkarze Standardu poczynili większe postępy. Według naszej oceny, jest to zespół o poziomie francuskiej drużyny St. Etienne, z którym w ubiegłorocznych rozgrywkach zdołaliśmy wygrać. W opinii na temat Legii sekretarza generalnego Standardu, którym wówczas był Roger Petit, można przeczytać: Nie znamy aktualnych reprezentantów tego klubu. Oceniamy jednak wysoko jego umiejętności na podstawie zeszłorocznych sukcesów pucharowych, w których Legia potknęła się dopiero na zdobywcy pucharu świata Feijenoord. Mimo że mamy w swym składzie siedmiu reprezentantów narodowej jedenastki, wiemy, że oba spotkania będą niezwykle ciężkie. Oczywiście, mamy nadzieję, że w ostatecznym bilansie zakończą się one naszym zwycięstwem. Zainteresowanie spotkaniem z Legią jest olbrzymie, stadion mieszczący ok. 25.000 miejsc będzie na pewno wypełniony po brzegi. Przecież w Liege i okolicy mieszka wielu Belgów pochodzenia polskiego. Royal Standard de Liège, który został założony w 1898 roku, w tamtym czasie był najmocniejszym belgijskim zespołem. Miał wówczas na koncie pięć mistrzowskich tytułów i trzy krajowe puchary. Jedną z jego największych gwiazd był Wilfried Van Moer, obecnie uważany za jedną z legend belgijskiej piłki nożnej. W składzie nie brakowało również solidnych piłkarzy zagranicznych, wyróżnić można choćby luksemburczyka Louisa Pilota.

„Wojskowi” wcześniej mieli już okazję rywalizować z drużyną z Beneluksu. W edycji 1968/69 w drugiej rundzie Pucharu Miast Targowych (z ang. Inter-Cities Fairs Cup) ich przeciwnikiem było debiutujące w europejskich pucharach belgijskie KSV Waregem (czwarta drużyna ligi w sezonie 1967/68), które niespodziewanie wcześniej wyeliminowało Atlético Madryt (po porażce 1:2 w Madrycie wygrało na swoim obiekcie 1:0; o awansie przesądziła bramka strzelona na boisku rywala). Legioniści byli pierwszym polskim reprezentantem w tych rozgrywkach, które funkcjonowały od połowy lat pięćdziesiątych do sezonu 1970/71. Oprócz pierwszej edycji rozgrywane były systemem pucharowym. Maksymalnie w danym sezonie mogły wziąć udział 64 drużyny, stąd też niektóre zgłoszenia były odrzucane przez organizatorów. Prawo udziału w PMT miały zespoły klubowe lub reprezentacje miast, które organizowały na swoim terenie międzynarodowe targi. Z tego tytułu w pierwszych edycjach mógłby w nich uczestniczyć któryś z zespołów z Poznania, ale w tamtym okresie żaden z nich nie prezentował odpowiedniego poziomu do rywalizacji w Europie. W latach 60-tych Międzynarodowe Targi Książki w Warszawie zdobyły uznanie i weszły do stałego programu w branży wydawniczej. Stąd też uprawniona została Legia, która w 1968 r. zajęła drugie miejsce w lidze. W pierwszej rundzie „wojskowi” pod wodzą Jaroslava Vejvody wyeliminowali TSV 1860 Monachium (wygrali 6:0 u siebie po dwóch trafieniach Pieszki oraz po jednym B. Blauta, Deyny, Żmijewskiego i Gadochy, a następnie 3:2 na wyjeździe – bramki B. Blauta, Pieszki i Brychczego), rewanżując się skutecznie za wcześniejszą porażkę w ćwierćfinale Pucharu Zdobywców Pucharów. W drugiej rundzie pierwsze spotkanie rozegrane 6 listopada 1968 r. na Regenboogstadion pechowo przegrali po karnym, wykonanym pod koniec pierwszej połowy przez Erica Lamberta. Według Grzegorza Aleksandrowicza Szwajcar Mario Clematide „sprezentował” go Belgom. Grotyński wyczuł intencje egzekutora i rzucił się w kierunku piłki, ale ta po jego ręce wpadła do siatki. Jak powiedział „Kici” dla „Przeglądu Sportowego” (nr 145 z 1968 r.): Mogliśmy zremisować i to nie tylko dlatego, że sędzia przyznał przeciwnikowi rzut karny, ale dlatego, że trochę w I połowie graliśmy za mało dynamicznie. Normalną grę legionistom utrudniała też fatalna pogoda, rozmokłe boisko i defensywne nastawienie zespołu Waregem. Mimo to, warszawianie mieli swoje szanse na wyrównanie, ale ich nie wykorzystali. Pod koniec spotkania kontuzjowanego Stachurskiego zastąpił weteran Horst Mahseli, dla którego był to ostatni występ w europejskich pucharach. Sześć dni później doszło do rewanżu. Na Stadionie Wojska Polskiego „wojskowi” musieli wygrać co najmniej dwoma trafieniami, żeby mieć pewny awans i jednocześnie musieli uważać, aby pochopnie nie stracić bramki, co utrudniłoby odrabianie strat. Skład gospodarzy z tego meczu: Grotyński, Stachurski, Zygmunt, Niedziółka, Trzaskowski, Deyna, B. Blaut, Żmijewski, Brychczy (zmienił go pod koniec meczu Apostel), Pieszko, Gadocha. Do 68 minuty utrzymywał się bezbramkowy remis, ale wówczas Deyna uderzył piłkę „fałszem” zza pola karnego, która była nie do obrony przez de Meyera. Gdyby wynik 1:0 pozostał do końca regulaminowych 90 minut, doszłoby do dogrywki. Jednakże tuż przed końcem podstawowego czasu gry rezerwowy Apostel wypracował doskonałą pozycję Gadosze, który kropnął futbolówkę z całej siły w stronę bramki Belgów. Znakomicie do tej pory broniący de Meyer odbił ją, ale skrzydłowy warszawian dobił swój strzał skutecznie, co spowodowało wyeliminowanie Waregem. 10 tysięcy widzów odśpiewało swoim pupilom „Sto lat!”, zaś prezes belgijskiego klubu, Georges Rogge powiedział dla „Przeglądu Sportowego” (nr 148 z 1968 r.): W obu meczach z Legią często dopisywało nam szczęście. Opuściło nas jednak w najważniejszym momencie. Taki jest właśnie sport, taka piłka nożna. Legia wygrała zasłużenie. Cieszę się, że poznaliśmy tak dobrego i gościnnego partnera. Po raz pierwszy w pucharowej historii „wojskowym” udało się odrobić straty z pierwszego spotkania. Ten aspekt dodawał warszawskim kibicom więcej optymizmu w kolejnym starciu z przeciwnikiem z Belgii.

Jak się później okazało, przygoda legionistów w PMT zakończyła się na trzeciej rundzie. Wpierw 28 listopada 1968 r. odbyło się w siedzibie FIFA w Zurychu losowanie 1/8 finału. „Wojskowi” trafili na Újpesti Dózsa z Budapesztu, który był aktualnym liderem ligi węgierskiej, a jako że rozgrywki toczyły się tam systemem „wiosna-jesień”, to znajdował się w lepszej formie niż podmęczeni legioniści. Stąd Polacy nie byli zainteresowani grą w terminach grudniowych, ponadto kilku graczy pojechało z pierwszą bądź olimpijską reprezentacją na tournée. Ostatecznie negocjacje przebiegły po myśli warszawian i dwumecz przeniesiono na kolejny rok kalendarzowy. Jak się potem okazało, terminarz kilkakrotnie modyfikowano, a Újpest został jednak wicemistrzem, przegrywając walkę o tytuł jednym punktem z lokalnym rywalem, Ferencvárosem. Mimo to był doskonały zespół, z którego część zawodników zdobyła złoty medal na igrzyskach olimpijskich w Meksyku, a Antal Dunai z 31 trafieniami zdobył koronę króla strzelców swojej ligi. Trenerem zaś był wieloletni szkoleniowiec reprezentacji, Lajos Baróti. Klub ten był pod patronatem węgierskiej milicji. Co ciekawe, odpowiedzialnym za obserwacje tego zespołu był późniejszy szkoleniowiec „wojskowych”, czyli… Edmund Zientara, który uważał ich za bardzo trudnego przeciwnika. Warto jeszcze dodać, że w drodze do trzeciej rundy PMT Madziarzy zmierzyli się tylko z Arisem Saloniki, gdyż pierwszy przeciwnik (Union Luksemburg) wycofał się. Z Grekami oba mecze wygrali: 2:1 na wyjeździe i aż 9:1 w Budapeszcie Niestety dwumecz nie potoczył się po myśli legionistów, którzy wcześniej mieli problem z powrotem ze zgrupowania z Bułgarii i utknęli na lotnisku… w Budapeszcie. 23 lutego 1969 r. na zaśnieżonym Stadionie Wojska Polskiego w obecności ok. 7 tys. widzów mecz rozpoczął się dosyć wcześnie, bo o godzinie jedenastej. Skład gospodarzy: Grotyński, Stachurski, Niedziółka, Zygmunt, Trzaskowski, Deyna, B. Blaut, Żmijewski, Brychczy, Pieszko, Gadocha (zmienił go ok. 35 min. Z. Blaut). Jak napisał Szarzyński na łamach „Życia Warszawy” z 25 lutego 1969 r.: Legia zaprezentowała w niedzielę dobrą klasę, słynna drużyna wicemistrza Węgier nie była (przynajmniej w tym dniu) od naszych wojskowych lepsza, ani technicznie, ani biegowo, ani taktycznie, ani kondycyjnie. Na śliskim, niezbyt równym boisku gracze Legii imponowali właśnie… techniką, opanowaniem piłki (co pozwoliło na udane driblingi), zwodami, celnymi podaniami, grą ciałem. Potrafili sobie wyrobić dogodne sytuacje strzałowe… i na tym koniec. Mógł zespół Ujpesti stracić bramek 5 albo i więcej, jeśliby tylko niewielki procent strzałów trafił przynajmniej w światło bramki. Piłka była przecież śliska, bramkarz się przewracał. „Worek” mógł się otworzyć dwukrotnie już w pierwszej minucie. Pudłowali jednak wszyscy: Żmijewski, Pieszko, Dejna, Gadocha (kontuzjowany musiał opuścić boisko w I połowie), choć w polu imponowali. Świetnie grał też Blaut I, a i obrońcy (Stachurski i Trzaskowski) atakowali i to nie tylko wtedy, gdy pod bramką gości było 21 graczy. Ale nie mówmy o pechu. Strzelali wszyscy źle, bez koncentracji, namysłu, sprytu lub siły. Na pięć minut przed końcem Dunai wykorzystał gapiostwo obrońców „wojskowych” i centrę z rzutu rożnego Fazekasa zamienił na zwycięską bramkę dla przyjezdnych. „Byliśmy bardzo stremowani” – usłyszeliśmy od kapitana drużyny Brychczego, „czuliśmy za duży respekt przed ich obrońcami i bramkarzem” – mówił Pieszko, „grały za nas nerwy” – dorzucił Gadocha. Do rewanżu w Budapeszcie doszło już po trzech dniach. Pierwsza połowa w wykonaniu warszawian była doskonała. W tomie dziewiątym encyklopedii FUJI poświęconej Legii można znaleźć wspomnienia jednego z bohaterów tego spotkania: Mecz układał się po naszej myśli – mówił po powrocie Władysław Stachurski – Węgrzy grali początkowo dość asekuracyjnie, mając świadomość przewagi. To nam było na rękę. Przeprowadzaliśmy ataki w swoim stylu, przy których obrońcy Ujpestu musieli się nieźle nabiegać i napocić. Chcąc odsunąć nas jak najdalej od bramki atakowali przed polem karnym. Po jednym z takich fauli sędzia przyznał nam rzut wolny z około 25 metrów. Strzeliłem tak jak umiem, trafiając niemal dokładnie tam, gdzie chciałem – piłka odbiła się od słupka i wpadła do bramki. Węgrzy jeszcze nie ochłonęli, kiedy „Jojo” Żmijewski przyjął piłkę po dalekim, zaskakującym podaniu „Kaki”, minął na pełnej szybkości stopera Solymosiego i wyprzedził bramkarza. Strzeliliśmy dwa gole w 120 sekund i na przerwę schodziliśmy spokojni o końcowy wynik. W tym momencie „wojskowi” odrobiwszy z nawiązka straty, byli w ćwierćfinale PMT. W drugiej części gry gospodarze zaatakowali bardzo odważnie. W 50 minucie Fazekas trafił w słupek, ale już szesnaście minut później w zamieszaniu podbramkowym Dunai zaskoczył Grotyńskiego. Wynik 2:1 dla Legii był nadal dla niej korzystny. Jednakże, jak relacjonował Jerzy Lechowski na łamach „Przeglądu Sportowego” (nr 24 z 1969 r.): W 75 min. twardy pojedynek o piłkę toczyli Blaut II i Goeroecs. W starciu silniejszy okazał się Polak. To go zgubiło, bo sędzia austriacki – ku naszemu zdziwieniu – podyktował przeciwko Legii karny. Stanowczo zbyt pochopna decyzja. Egzekutorem był stoper Solymosi. Jego pierwszy strzał Grotyński zdołał obronić, ale dobitka Węgra była celna. A więc 2:2 i teraz Ujpest górą! Ostatnie minuty całkowicie należały do Legii. Piłkarze Ujpestu gonili resztkami sił. Stale spoglądali na zegar. Jakby stamtąd oczekiwali pomocy. Warszawiacy grali z ogromną pasją do końca spotkania. Niestety, teraz już mniej swobodnie. Zaczęły dawać o sobie znać nerwy. W 86 min. doskonałej sytuacji nie wykorzystał Pieszko, a w 89 min. silny strzał Żmijewskiego śmignął obok spojenia słupka z poprzeczką. Rezultat 2:2 utrzymał się do końca, a zatem to Újpest w szczęśliwych okolicznościach awansował do ćwierćfinału Pucharu Miast Targowych. Szkoleniowiec Madziarów był pod wrażeniem postawy warszawian, zaś Vejvoda stwierdził: Nie zawsze wygrywa lepsza drużyna. Należy podkreślić, iż spotkanie prowadził Austriak Erich Linemayr, który w historii polskiej piłki nie zapisał się chwalebnie. To on w 1974 r. prowadził słynny mecz RFN – Polska we Frankfurcie, a w Budapeszcie miał źle ocenić starcie Z. Blauta z Göröcsem. Co ciekawe, rewanż u „bratanków” także toczył się w trudnych warunkach (w deszczu, na błotnistej płycie). Jak podsumował kluczową sytuację Stachurski: Byliśmy wściekli (…) Widzieliśmy jak Węgrzy na boisku i trybunach cieszą się, ale i dziwią. Trzeba bowiem było wyjątkowo złej woli, żeby podjąć taką decyzję. Prasa węgierska również wyżej oceniła warszawskich piłkarzy niż swoich. Dodam jeszcze, że Újpest Dozsa doszedł w tamtej edycji PMT aż do finału (po drodze wyeliminował obrońcę trofeum - Leeds United i Göztepe Izmir), w którym przegrał dwumecz z Newcastle United (0:3 w Anglii i 2:3 u siebie).

Dojście do trzeciej rundy przez Legię w sezonie 1968/69 okazało się najlepszym osiągnieciem polskich klubów w Pucharze Miast Targowych. W kolejnych rozgrywkach startowały: Ruch Chorzów (dwukrotnie), Gwardia Warszawa i GKS Katowice, ale żaden z tych zespołów nie zaszedł dalej. W trzynastu edycjach najczęściej wygrywały drużyny z Hiszpanii (sześć razy) i Anglii (cztery razy w ostatnich czterech przypadkach). Na liście zwycięzców mamy też przedstawiciela Włoch, Węgier i Jugosławii. Świadczy to o tym, iż zespoły zachodnie od początku istnienia turnieju dla ekip niżej sklasyfikowanych od mistrzów, czy zdobywców pucharu kraju, dominowały w nim. Jednakże zdarzały się przypadki, iż kluby z krajów komunistycznych, potrafiły odnieść triumf. Co ciekawe, ostatni zwycięzca PMT, czyli Leeds United (sezon 1970/71), zagrał z Barceloną (uznano, iż trzykrotnie wygrała rozgrywki) na Camp Nou w specjalnym meczu (Superfinale), w którym stawką było zdobycie trofeum na własność. Ostatecznie udało się to gospodarzom, którzy pokonali przedstawiciela ligi angielskiej 2:1. Puchar Miast Targowych został zastąpiony w kolejnym sezonie Pucharem UEFA, a wśród historyków sportu toczone są dyskusje i spory, czy można nazwać te rozgrywki kontynuatorem, czy następcą PMT. Na witrynie uefa.com nie figurują statystyki dotyczące rywalizacji w tym turnieju, natomiast można je znaleźć choćby tutaj. Występ legionistów w tych rozgrywkach i wcześniejszy w Pucharze Intertoto na pewno wpłynął na poprawę ich mentalności w starciach z zagranicznymi przeciwnikami i zaowocował zdobyciem mistrzostwa Polski w 1969 roku, a następnie coraz lepszymi osiągnięciami w kolejnych pucharowych bataliach. Kto wie, być może w głowach niektórych warszawskich decydentów, zawodników, czy też szkoleniowców i fanów, pojawiły się jakieś myśli o możliwym w przyszłości jeszcze bardziej spektakularnym występie, a także o głównej wygranej po tej udanej kampanii w jedynym występie „wojskowych” w tym trzecim w ówczesnej hierarchii europejskim pucharze. Natomiast odrabianie strat na wyjeździe było przez wiele lat dla legionistów niewykonalne, aż do ostatniego spektakularnego meczu z Austrią Wiedeń. Niewiele brakowało, a w lutym 1969 r. ta sztuka udałaby im się po raz pierwszy…

Łukasz Jabłoński

Internet:
https://kassiesa.net/uefa/data/index.html
https://en.wikipedia.org/wiki/Standard_Li%C3%A8ge
https://en.wikipedia.org/wiki/Inter-Cities_Fairs_Cup
https://rfbl.pl/tabela-wszech-czasow-pucharu-miast-targowych/
https://www.transfermarkt.com/spielbericht/index/spielbericht/3303036
https://www.transfermarkt.com/spielbericht/index/spielbericht/3303037
https://www.transfermarkt.com/spielbericht/index/spielbericht/3303060
https://www.transfermarkt.com/spielbericht/index/spielbericht/3303061
https://www.transfermarkt.com/spielbericht/index/spielbericht/3303094
https://www.transfermarkt.com/spielbericht/index/spielbericht/3303095
https://www.youtube.com/watch?v=utma_mluUvE
Bibliografia:
Bołba Wiktor, Dawidziuk Adam, Karpiński Grzegorz, Piątek Robert, Legia Warszawa 1916 ⸜ 2016, Warszawa 2017.
Brychczy Lucjan, Kalinowski Grzegorz, Bołba Wiktor, Kici. Lucjan Brychczy – legenda Legii Warszawa, Warszawa 2014.
Gowarzewski Andrzej, Mistrzostwa Polski. Stulecie, t. 7, Katowice 2020.
Gowarzewski Andrzej, Mistrzostwa Polski. Stulecie, t. 8, Katowice 2021.
Gowarzewski Andrzej, Szczepłek Stefan, Szmel Bożena Lidia i in., Legia to potęga. Prawie 90 lat prawdziwej historii, „Kolekcja klubów”, t. 9, Katowice 2004.
Gowarzewski Andrzej, Mucha Zbigniew, Szmel Bożena Lidia i in., Legia najlepsza jest…, „Kolekcja klubów”, t. 13, Katowice 2013.
Kołtoń Roman, Deyna, czyli obcy, Poznań 2014.
„Nasza Legia” z lat 1997-2008.
„Przegląd Sportowy” i „Życie Warszawy” z przełomu lat 60-tych i 70-tych.
Spadoni Alfonso i in., Puchar Targów i UEFA. Historia EC3, „Encyklopedia piłkarska
FUJI”, t. 18, Katowice 1996.
Szczepłek Stefan, Deyna, Legia i tamte czasy, Warszawa 2012.
Wójkowski Kamil, Legia Warszawa w europejskich pucharach. Historia klubu i jego kibiców na piłkarskich arenach, Żelechów 2013.
Plus materiały autora.

Odcinek 1. - Jak wyglądały dawniej rozgrywki pucharowe?
Odcinek 2. - Wyprawa do Aradu
Odcinek 3. - Kanonada
Odcinek 4. - Nieoceniona pomoc Dygata
Odcinek 5. - Kazimierz. Piłkarz, który został „Generałem”
Odcinek 6. - „Transakcja” potyczek Legii z „Galatą”
Odcinek 7. - Remis nad Bosforem na wagę złota
Odcinek 8. - Druga młodość „Kiciego”
Odcinek 9. - Bezbramkowy niedosyt
Odcinek 10. - „Przyłapani” na dewizach
Odcinek 11. - Koniec pucharowej kariery w Rotterdamie
Odcinek 12. - Epilog, czyli Puchar Europy dla Holendrów, a w Warszawie mistrzostwo „nagrodą pocieszenia”
Odcinek 13. - Do boju Legio marsz, czyli IFK Göteborg na pierwszy ogień
Odcinek 14. - I cóż, „wojskowi” koncertowo zagrali w Szwecji...
Odcinek 15. - Wojskowi bombardierzy mieli w Warszawie trudniejszą przeprawę z IFK

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.