fot. Legionisci.com
REKLAMA

(Ponad) Pięćdziesiąt lat minęło... Odcinek 19.

Łukasz Jabłoński

Niewiele brakowało, a w maju 1970 roku piłkarze Legii Warszawa zagraliby w finale Pucharu Europy przeciwko Celtic Glasgow. Jednakże to zawodnicy holenderskiego Feyenoordu Rotterdam wykorzystali swoją szansę na zdobycie najcenniejszego trofeum w europejskim futbolu. Legioniści zdołali za to obronić miano najlepszego zespołu w kraju. Dzięki temu mogli po raz drugi z rzędu wziąć udział w kampanii przeznaczonej dla ówczesnych mistrzów europejskich lig. Czy wśród piłkarzy „wojskowych” pojawiły się myśli, że poprawią swoje osiągnięcie i tym razem to oni wyjdą na murawę Wembley, aby zdobyć Puchar Mistrzów, który był już tak blisko, a jednak, jak się okazało, tak daleko? W drugiej rundzie warszawianie przystąpili do rewanżu ze Standardem Liège z jednobramkową stratą, ale wzmocnieni zarówno przywróconym do sprawności Janem Pieszką, jak i odwieszonym Januszem Żmijewskim, co ze zdziwieniem zostało przyjęte nie tylko przez dziennikarzy relacjonujących mecz, ale za to wzbudziło wielki entuzjazm wśród publiczności.

Odcinek 1. - Jak wyglądały dawniej rozgrywki pucharowe?
Odcinek 2. - Wyprawa do Aradu
Odcinek 3. - Kanonada
Odcinek 4. - Nieoceniona pomoc Dygata
Odcinek 5. - Kazimierz. Piłkarz, który został „Generałem”
Odcinek 6. - „Transakcja” potyczek Legii z „Galatą”
Odcinek 7. - Remis nad Bosforem na wagę złota
Odcinek 8. - Druga młodość „Kiciego”
Odcinek 9. - Bezbramkowy niedosyt
Odcinek 10. - „Przyłapani” na dewizach
Odcinek 11. - Koniec pucharowej kariery w Rotterdamie
Odcinek 12. - Epilog, czyli Puchar Europy dla Holendrów, a w Warszawie mistrzostwo „nagrodą pocieszenia”
Odcinek 13. - Do boju Legio marsz, czyli IFK Göteborg na pierwszy ogień
Odcinek 14. - I cóż, „wojskowi” koncertowo zagrali w Szwecji...
Odcinek 15. - Wojskowi bombardierzy mieli w Warszawie trudniejszą przeprawę z IFK
Odcinek 16. - Puchar Miast Targowych
Odcinek 17. - Derby na 1:0 i 0:1 w Leodium, czyli jaki przeciwnik, taki rezultat…
Odcinek 18. - Powrót „Jojo”

Cz. 19. Wielka środa dla polskiej piłki.

Belgijska ekipa tuż przed rewanżem wysoko pokonała swojego ligowego rywala z Diest aż 4:0 i w dobrych nastrojach przybyła czarterem do Warszawy dzień przed meczem. Mistrzowie Belgii zostali zakwaterowani w Grand Hotelu znajdującym się przy ulicy Kruczej. W związku z tym, iż wcześniej działacze tego klubu nie byli zbyt gościnni i nie udostępnili do treningu głównej płyty legionistom, otrzymali stanowczą ripostę ze strony warszawskich decydentów. Zatem piłkarze Standardu trenowali na bocznym boisku, które ze względu na zapadający wcześniej zmrok podświetlono reflektorami z kortów. Mimo to trener Hauss był optymistycznie nastawiony i zapowiadał, iż jego podopieczni nie przyjechali do Polski po to, żeby przegrać.



4 listopada 1970 r. na Stadionie Wojska Polskiego w obecności ok. 20 tys. widzów legioniści wystąpili w składzie: Grotyński, Stachurski, Niedziółka, Zygmunt, Trzaskowski, Ćmikiewicz (od 89 minuty Małkiewicz), Deyna, B. Blaut, Żmijewski, Pieszko, Gadocha. Zestawienie gości: Piot, Buerlet, Dewalque, Jeck, Thissen, Van Moer, Pilot, Cvetler (zmienił go w 70 min. Henrotay), Depireux, Kostedde, Takac. Sędziował Hiszpan José Maria Ortiz de Mendebil. Mecz rozpoczął się o godz. 19 i był transmitowany w telewizji. Gospodarze zagrali w tradycyjnych strojach, czyli w białych koszulkach, czarnych spodenkach i białych getrach (oprócz bramkarza, który miał na sobie szary sweter i niebieskie spodenki). Fragmenty tego spotkania, które rozgrywano w bardzo trudnych warunkach (padał intensywny deszcz, w efekcie na płycie boiska nie brakowało błota, zwłaszcza pod obydwoma polami karnymi), można zobaczyć dzięki archiwum materiałów wyprodukowanych przez Wytwórnię Filmów Dokumentalnych i Fabularnych w Warszawie, które udostępnione obecnie jest w Repozytorium Cyfrowym Filmoteki Narodowej. Nagranie trwa półtorej minuty, a komentował Włodzimierz Kmicik, dla którego było to ostatnie pucharowe spotkanie, ponieważ 7 grudnia 1970 r. w wieku 39 lat przedwcześnie zmarł. Relacja w „Przeglądzie Sportowym” (nr 133 z 1970 r.) została zatytułowana Triumf Legii. Tak redaktor Aleksandrowicz opisał ten spektakularny występ: Warszawiacy rozegrali bardzo dobry mecz, nawet znakomity w pierwszej połowie i rzadko oglądany na naszych boiskach. W pierwszych 45 minutach gry legioniści wznieśli się na poziom, którego nie powstydziłaby się żadna, najlepsza nawet jedenastka klubowa na naszym kontynencie. Walczyli z ogromnym zacięciem, przeprowadzali akcje w doskonałym tempie i zasłużenie schodzili do szatni na 10-minutowy odpoczynek z przewagą dwu bramek, strzelonych równie pięknie, co zaskakująco i nie do obrony. Plan trenera Edmunda Zientary, zakładający szybkie zdobycie bramki i zapewnienia sobie dostatecznej przewagi w pierwszej połowie spotkania, został w pełni wykonany. Jego drużyna walczyła o każdą piłkę i chociaż niezwykle ciężki teren utrudniał jej prowadzenie „swojej” gry i niektóre podania nie trafiały do adresata, w sumie jednak cel został osiągnięty i to w imponującym stylu! Ostra gra Belgów i faule w momentach krytycznych mogły odebrać ochotę do gry wielu piłkarzom, lecz nie legionistom w środowy i deszczowy wieczór. Początek meczu należał do „wojskowych”, gdyż już w 7 min. po dośrodkowaniu Żmijewskiego Pieszko strzelił bramkę głową. Straty z Liège zostały szybko wyrównane. Natomiast w 20 min. warszawianie wykonywali rzut wolny z bocznego sektora. Po wrzutce Gadochy bramkarz gości minął się z piłką i dopadł do niej „Jojo”, który sprytnym lobem trafił do siatki i publiczność przy Łazienkowskiej wpadła w euforię. W tym momencie legioniści mieli już przewagę jednej bramki nad Standardem. Natomiast musieli zachować ostrożność. Gdyby Belgowie zdobyli bramkę kontaktową, wówczas przy remisie w dwumeczu byliby premiowani z powodu reguły podwójnej bramki wyjazdowej. Niewiele brakowało, a jeszcze w pierwszej połowie goście zrealizowaliby swój cel. Jednakże hiszpański sędzia zauważył przewinienie któregoś z rywali i trafienia nie uznał. Dalszy ciąg widowiska przyniósł niezwykle zaciętą batalię z obydwu stron. Na materiale filmowym doskonale widać ostrą grę zawodników. Ćmikiewicz doznał poważnej kontuzji, w efekcie pod koniec spotkania został zniesiony na noszach i zmieniony przez Małkiewicza. W relacji Aleksandrowicza możemy dalej przeczytać: Po przerwie Legia zagrała na utrzymanie dwubramkowej przewagi, gwarantującej awans. Wybijała przeciwnika z uderzenia, zwalniała tempo, ufając w dostateczny zapas sił swoich zawodników oraz w ich dojrzałość taktyczną. Ten sposób gry został dostatecznie wypróbowany w pierwszym meczu i tym razem zdał egzamin. Na własnym boisku żaden z piłkarzy wojskowych nie popełnił już drobnego nawet błędu, jak przed dwoma tygodniami w Liege. Rzeczywiście, świetnie zorganizowana maszyna pracowała prawie bez zarzutu. Standard był często w natarciu, miał nieco swobody na swojej połowie boiska, ale począwszy od środkowej linii, żaden z Belgów nie mógł dokładnie zaadresować piłki lub dojść do czystej pozycji strzałowej. Dojrzałość taktyczna zespołu wyszła na jaw w całej pełni, a reszty dopełniła znakomita postawa wszystkich zawodników. Serdecznie dopingująca ich publiczność pomogła wojskowym przetrwać ciężkie chwile i uwieńczyć wspaniałym sukcesem olbrzymi wysiłek 90-minutowej walki. Goście, którzy tym razem dysponowali czarnoskórym Niemcem Erwinem Kosteddem na środku ataku, nie dawali za wygraną i stworzyli kilka groźnych sytuacji. Silny strzał Van Moera Grotyński sparował na słupek. Ostatni gwizdek arbitra z Hiszpanii początkowo nie był słyszalny w olbrzymim tumulcie przez wszystkich zawodników, ale został przyjęty z wyraźną radością i ulgą. Oznaczał bowiem powtórny awans legionistów do ćwierćfinału Pucharu Mistrzów. Było to bezprecedensowe osiągnięcie.

Trener Zientara po spotkaniu stwierdził: Mimo przegranej w pierwszym meczu w Liege, chcieliśmy się zrewanżować Belgom takim wynikiem, który zapewniłby nam awans do ćwierćfinału. Zdawaliśmy sobie sprawę, że będzie to bardzo trudne zadanie, ale wszyscy legioniści wykrzesali z siebie maksimum wysiłku. Zwycięstwo cieszy mnie tym bardziej, że odniesione zostało z przeciwnikiem wysokiej klasy. Wszyscy piłkarze zrealizowali nakreślone przed meczem wspólne zadania, w czym na pewno ma swój udział wspaniała warszawska publiczność. Zdaniem trenera Standardu, Haussa: Pierwsza bramka stracona już na początku spotkania pokrzyżowała nam zupełnie taktyczny plan walki i okazała się decydująca. Był to dobry mecz, ale wydaje mi się, że sędzia traktował wykroczenia waszych zawodników z nieco większą pobłażliwością. Ale tak to bywa i wy mogliście mieć pretensje do arbitra w Liege… W mojej drużynie najlepiej grali Piot i Dewalque. Legia zrobiła na mnie korzystne wrażenie a najbardziej podobali mi się w niej obaj skrzydłowi. W „Przeglądzie Sportowym” znalazły się także wypowiedzi niektórych piłkarzy obydwu rywalizujących o ćwierćfinał PEMK klubów. Ciekawostką jest polskie pochodzenie jednego z obrońców Standardu, który został przedstawiony jako Leon Jęch (w org. Léon Jeck, ur. w 1947 r. w Ans, zm. 2007 r.). Ów zawodnik stwierdził: Co prawda jestem z pochodzenia Polakiem, ale walczyłem o zwycięstwo swojej drużyny. Okazało się, że macie doskonałych napastników a utrzymać Gadochę to arcytrudne zadanie. Również kibice mistrza Polski dali przykład, jak należy dopingować swoją drużynę. Przegraliśmy, ale życzymy Legii dalszych sukcesów w rozgrywkach pucharowych. Przy okazji proszę pozdrowić wszystkich sympatyków piłkarstwa w Polsce. Wizyta w kraju mych przodków sprawiła mi wiele radości i zawsze będę ją mile wspominał… Ciekawą opinię przedstawił także hiszpański arbiter tego spotkania: Podobała mi się gra obu zespołów, których zawodnicy walczyli twardo, ale fair. Dlatego, wbrew pozorom, nie miałem większych kłopotów z prowadzeniem meczu. Sędziowałem już kilka spotkań z udziałem polskich piłkarzy, m.in. finał turnieju UEFA Portugalia – Polska (4:0) (chodzi o mecz rozegrany 08.04.1961 r. – przyp. aut.), potem mecze Górnika z Manchesterem United (2:0) i AS Roma (2:2) (chodzi o pierwszy mecz zabrzan w ćwierćfinale PEMK w sezonie 1967/68 wygrany przez angielski zespół oraz drugie spotkanie w półfinale PZP w sezonie 1969/70 – przyp. aut.) Na podstawie tych ostatnich spotkań i dzisiejszego mogę stwierdzić, że Legia podobała mi się bardziej niż Górnik. Jest to dojrzała i wyrównana drużyna, która dzięki swoim walorom technicznym i taktycznym powinna zajść w tych rozgrywkach bardzo daleko… Jej sukces świadczy o dalszym wzroście poziomu waszego futbolu. Dodam, iż tego samego dnia górnicy pokonali po raz drugi Göztepe Izmir, tym razem 3:0 w Zabrzu po dwóch trafieniach Lubańskiego i jednym Banasia. Śląski zespół awansował do wiosennego etapu Pucharu Zdobywców Pucharów również po raz drugi z rzędu. Ponadto reprezentacja juniorów pod wodzą Andrzeja Strejlaua pokonała Węgry 1:0 na wyjeździe po bramce Ogazy i zdołała wywalczyć awans do puli finałowej turnieju UEFA. Wielka środa w polskiej piłce stała się faktem.

Bez wątpienia mecz ze Standardem Liège przeszedł do historii jako jedno z najlepszych spotkań „wojskowych” w europejskich pucharach. Moim zdaniem, biorąc pod uwagę poziom przeciwników oraz relacje uczestników i świadków tamtych wydarzeń, a także dostępne nagrania, było to najbardziej spektakularne zwycięstwo legionistów w 1970 roku. Wielka szkoda, że z taką pasją i determinacją pół roku wcześniej nie wyszli na rewanżowe półfinałowe starcie w Rotterdamie… Jak wspominał po latach na łamach „Naszej Legii” (nr 48 z 2004 r.) jeden z jego bohaterów, czyli napastnik Jan Pieszko: Sam mecz przeszedł wszelkie oczekiwania. Mimo fatalnej pogody, na trybunach naszego stadionu zasiadł komplet kibiców, którzy jak nigdy zagrzewali nas do walki. Niesieni fantastycznym dopingiem, graliśmy świetnie. W naszym zespole właściwie nie było słabych punktów. Dla mnie największą satysfakcją było to, że pomimo wcześniejszych kłopotów zdrowotnych i obaw, czy w ogóle zagram, strzeliłem bramkę na 1:0 już w ósmej minucie gry. W dodatku gola tego zdobyłem z podania Janusza Żmijewskiego, którego występ także wisiał na włosku. Wyjątkowa to była atmosfera na trybunach warszawskiego stadionu. Kibice gospodarzy zaprezentowali po raz kolejny transparenty z ciekawymi hasłami oraz ogłuszający doping, wykorzystując w tym celu m.in. syreny, trąbki, czy piszczałki. Niektórzy fani przynieśli nietypowe przedmioty, choćby tubę gramofonową, czy patelnię. Oprócz tego kilka razy zostały użyte petardy, co mogło spowodować surowe konsekwencje ze strony działaczy UEFA. Przy Łazienkowskiej pojawili się również kibice gości (według różnych źródeł ok. 500 osób), którzy byli bogato wyposażeni w kibicowskie akcesoria, takie jak biało-czerwone czapeczki i szaliki, a także posiadali inne elementy, takie jak np. krowie dzwonki. W „Przeglądzie Sportowym” można znaleźć barwne kulisy i anegdoty, oto jedna z nich: Na trybunach chóralny śpiew: Oh, my darling… Ulubiona piosenka psa Huckelberry. Kto by pomyślał, że na cześć Legii odśpiewana będzie aria z rysunkowych filmów o sympatycznym piesku. Po spotkaniu kibice belgijscy godnie przyjęli porażkę i wmieszali się w tłum fanów „wojskowych, który sformował pochód w kierunku centrum polskiej stolicy. Jeden z uczestników miał wznieść okrzyk: Oświetlić Pałac… PKiN, czyli wówczas niedawno wzniesiony „prezent” od „wielkiego brata” ze wschodu. Do realizacji tego pomysłu zapewne nie doszło…

Internet:
https://kassiesa.net/uefa/data/index.html
https://en.wikipedia.org/wiki/Standard_Li%C3%A8ge
https://www.transfermarkt.pl/spielbericht/index/spielbericht/1068327
https://www.uefa.com/uefachampionsleague/match/63004--legia-vs-standard-liege/
https://legia.com/pilka-nozna/niezapomniane-mecze-legii-legia-warszawa-standard-liege-20-awans-i-koncert-gry-zmijewskiego/8933
http://www.polscylektorzy.pl/lektorzy/kmicik-wlodzimierz
Legia - Standard Liège 2:0 (04.11.1970 r.):
http://www.repozytorium.fn.org.pl/?q=pl/node/5785
Bibliografia:
Bołba Wiktor, Dawidziuk Adam, Karpiński Grzegorz, Piątek Robert, Legia Warszawa 1916 ⸜ 2016, Warszawa 2017.
Brychczy Lucjan, Kalinowski Grzegorz, Bołba Wiktor, Kici. Lucjan Brychczy – legenda Legii Warszawa, Warszawa 2014.
Gowarzewski Andrzej, Mistrzostwa Polski. Stulecie, t. 8, Katowice 2021.
Gowarzewski Andrzej, Szczepłek Stefan, Szmel Bożena Lidia i in., Legia to potęga. Prawie 90 lat prawdziwej historii, „Kolekcja klubów”, t. 9, Katowice 2004.
Gowarzewski Andrzej, Mucha Zbigniew, Szmel Bożena Lidia i in., Legia najlepsza jest…, „Kolekcja klubów”, t. 13, Katowice 2013.
Kołtoń Roman, Deyna, czyli obcy, Poznań 2014.
„Nasza Legia” z lat 1997-2008.
„Przegląd Sportowy” i „Życie Warszawy” z przełomu lat 60-tych i 70-tych.
Szczepłek Stefan, Deyna, Legia i tamte czasy, Warszawa 2012.
Wójkowski Kamil, Legia Warszawa w europejskich pucharach. Historia klubu i jego kibiców na piłkarskich arenach, Żelechów 2013.
Plus materiały autora.

Odcinek 1. - Jak wyglądały dawniej rozgrywki pucharowe?
Odcinek 2. - Wyprawa do Aradu
Odcinek 3. - Kanonada
Odcinek 4. - Nieoceniona pomoc Dygata
Odcinek 5. - Kazimierz. Piłkarz, który został „Generałem”
Odcinek 6. - „Transakcja” potyczek Legii z „Galatą”
Odcinek 7. - Remis nad Bosforem na wagę złota
Odcinek 8. - Druga młodość „Kiciego”
Odcinek 9. - Bezbramkowy niedosyt
Odcinek 10. - „Przyłapani” na dewizach
Odcinek 11. - Koniec pucharowej kariery w Rotterdamie
Odcinek 12. - Epilog, czyli Puchar Europy dla Holendrów, a w Warszawie mistrzostwo „nagrodą pocieszenia”
Odcinek 13. - Do boju Legio marsz, czyli IFK Göteborg na pierwszy ogień
Odcinek 14. - I cóż, „wojskowi” koncertowo zagrali w Szwecji...
Odcinek 15. - Wojskowi bombardierzy mieli w Warszawie trudniejszą przeprawę z IFK
Odcinek 16. - Puchar Miast Targowych
Odcinek 17. - Derby na 1:0 i 0:1 w Leodium, czyli jaki przeciwnik, taki rezultat…
Odcinek 18. - Powrót „Jojo”

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.